W Warszawie było fajnie. Miło spedziłem dzień w ogródku na rynku, jedząc różne smakołyki i słuchając faceta grającego na pianinie po przecwnej stronie rynku, również w jakimś ogródku restauracyjnym. Poruszanie po Warszawie nie było takie tragiczne, jak mnie straszyli koledzy z pracy. Normalne, zatłoczone miasto, jak każde inne. Nie zauważyłem jakiejś wyjątkowej agresji wśród kierowców warszawskich. Bez przesady. Po licznych spotkaniach i rozmowach wróciłem do domku tradycyjną drogą, przy czym powrotna jazda samochodem zajęła mi prawie 6 godzin. W środę przewidziałem urlop, bowiem wiedziałem, że po powrocie ze stolicy nie będzie mi się chciało nazajutrz wstać rano i iść do pracy. Dobrze zrobiłem, posiedziałem w domku, trochę połaziłem po Poznaniu. Planowałem też dokończyć chodniczek przy domu, ale jakoś tak wiało i zimno było, więc sobie darowałem.
Poznań, Rynek, luty 2007 r.
Śliwa tarnina, Poznań Olszak, kwiecień 2006 r.
Droga przy kwitnącej tarninie, Poznań Olszak, kwiecień 2006 r
Najnowsze komentarze