Archiwa

grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  

Archiwa

Parzydło – Aruncus w dawnej medycynie

Rodzaj parzydłoAruncus należy do rodziny różowatych – Rosaceae. Najbardziej znanym gatunkiem jest parzydło leśne – Aruncus dioicus (Walter) Fernald = Aruncus sylvester Kosteletzky (szwajc./niem. Wald Geissbart, Geißbart; fr. Reine de bois; ital. Barba di capra; retorom. Barba-chaura da guaud), występujący w lasach, na polanach leśnych w Sudetach i Karpatach, ponadto na Podkarpaciu. Roślina jest pospolita w Szwajcarii. Uprawiana w ogrodach. Obecnie nie stosuję parzydła. Używałem go krótko w latach 1991-1994.

W systemie Linneusza występuje pod nazwą Spiraea aruncus Linne, także więc na próżno jej szukać w starych lekospisach pod nazwą Aruncus. Linneusz zaliczał parzydło do rodzaju tawuła – Spiraea, który obecnie liczy ok. 90 gatunków, ale w nowszych układach nie obejmuje parzydła. Dawniej do rodzaju Spiraea zaliczano także wiązówkę, np. błotną – Spiraea ulmaria Linne, która obecnie jest w rodzaju wiązówka – Filipendula (Filipendula ulmaria (L.) Maximowicz. Z rodzajem Spiraea wiąże się odkrycie salicylanów, dlatego też kwas salicylowy nazywał się pierwotnie Acidum spiricicum.

O samej wiązówce pisałem: https://rozanski.li/?p=326

Chodząc do niższych klas podstawówki zawsze z koleżankami, głównie Agnieszką i Moniką (pozdrawiam Was jeśli to czytacie 🙂 ), bawiłem się w ogrodach i sadach w aptekarza, a może raczej znachora. Za jednym z bloków, sąsiadujących ze starym sadem i gospodarstwem p. Zaliwskiego zorganizowaliśmy swoistą aptekę, która była wyposażona w stare garnki, czajniki, kociołki oraz rozmaite inne sprzęty przedwojenne wyjęte z kolei z szopy Pani Kwiatkowskiej, która już wtedy miała pewnie 80 lat i nie zdawała sobie sprawy z tego co się wokół jej domu dzieje. Do wywarów gotowanych na ognisku trafiały rozmaite okoliczne rośliny. Wywarami takimi delektowałem się z koleżankami, szczególnie, gdy poprawiliśmy ich smak cukrem. Wyciągiem tym częstowaliśmy także inne dzieci. I właśnie parzydło leśne kojarzy się mi z tymi dawnymi latami i zabawami, bo rosło go sporo, obok piwonii, krzewów jadalnej różowej róży, szanty, jasnoty różowej, podagrycznika i czosnaczku. Czosnaczek też trafiał do gara :-), więc smak cudownego płynu był specyficzny. Jednego dnia przybiegł do naszej polowej apteki pies Aszman (wielki wilczur), należący do Adama i wypił łapczywie nasz eliksir ziołowy. Na szczęście pies przeżył.

Wróćmy jednak do parzydła.

Parzydło nie zawiera salicylanów, tak jak wiązówka, ale posiada w swoim składzie związki cyjanogenne (prunazyna). Jak podaje prof. Hegnauer, parzydło nie zawiera trójterpenów, podczas gdy wiązówka błotna ma ich ok. około 0,1%. Istotne są flawonoidy (kaempferol i kwercetyna, 3-O-mono- i 3-O-diglikozydy kaempferolu i kwercetyny, 7-glukozyd eriodykcjolu). W Korzeniach jest kwas migdałowy.

Surowiec leczniczy stanowi kwiat, ziele i korzeń parzydłaFlos, Herba et Radix Arunci. W ginekologii wywar z korzenia używano do powstrzymywania krwotoków poporodowych. W okulistyce napar z kwiatów i ziela był stosowany do przemywania oczu zapalnie zmienionych i zainfekowanych.  W urologii: napar i odwar z korzenia, ziela i kwiatów jako środek moczopędny. Doustnie podawano również odwar przy nieżytach żołądka i jelit. Zewnętrznie do okładów na skórę, w miejsca ukąszenia, użądlenia i ugryzienia przez pajęczaki i owady. Podejmowano próby zastosowania parzydła w leczeniu grypy, chorób wenerycznych (rzeżączka) i niedowładów (paraliże). Niewątpliwie jest dobrym środkiem czyszczącym krew, moczopędnym i uspokajającym. Okłady i kąpiele nóg, okłady na okolice opuchnięte, reumatycznie zmienione, uderzone (urazy) z odwaru parzydłowego przynoszą ulgę i przyspieszają ustępowanie przykrych objawów. Popiół z korzeni służył do przysypywania parchów i wrzodów skórnych, jako środek zasuszający i gojący.

Podczas suszenia i parzenia roślina traci większość prunazyny.

Napar parzydłowyInfusum Arunci: 1-2 łyżki kwiatów lub ziela parzydła zalać 1 szklanką wrzącej wody. Po 20-30 minutach przecedzić. Pić jako środek flawonoidowy, przeciwzapalny, moczopędny i rozkurczowy przy bólach brzucha, bólach miesiączkowych, gorączce, przeziębieniu. Naparem można przemywać skórę i oczy, ponadto używać do okładów. Działa antyseptycznie, przeciwzapalnie i przeciwwysiękowo. Rozjaśnia cerę. Przyspiesza ustępowanie worków i cieni pod oczami. Dawki doustne: 1 filiżanka do 1 szklanki 2 razy dziennie. Można dodać sok malinowy (przeziębienie, grypa, gorączka) i /lub/ miód.

Odwar parzydłowyDecoctum Arunci: 1 łyżkę korzeni lub ziela zalać 1 szklanką wody, gotować 5 minut, odstawić na 20 minut, przecedzić. Doustnie 100 ml 3 razy dziennie jako diureticum i środek przeciwkamiczy, odkażający układ moczowy, wspomagająco przy grypie, przeziębieniu i nieżytach przewodu pokarmowego. Ma pewne właściwości mukolityczne i sekretolityczne, co można wykorzystać w leczeniu zaflegmień dróg oddechowych. Do okładów, przemywania, płukanek; także do irygacji i nasiadówek przy zapaleniu odbytu i narządów płciowych. W leczeniu stanów zapalnych skóry stosować częste przemywania lub okłady.

1 comment to Parzydło – Aruncus w dawnej medycynie

  • Roman M.

    Siedząc sobie dzisiaj przy poobiedniej kawie, robiąc przegląd prasy, zwrócił moją uwagę artykuł w ostatnim „Medical Tribune”. Zatytułowany był „Atropa belladonna – piękna trucicielka i jej rodzina”. Z grubsza rzecz biorąc, autorka poruszała w nim treści jakie nasz Pan Doktor zawarł we wpisie: „Alkaloidy i surowce tropanowe w dawnej i współczesnej medycynie. Wymogi farmakopealne”.
    Znalazłem w nim opis eksperymentu autorstwa Andreasa De Laguna (1499 – 1559), botanika a nade wszystko nadwornego lekarza królów Karola V i Filipa II. Opis ten przetrwał do naszych czasów i przytoczę go kawałek: „… Kocioł zawierał jakieś zielone mazidło, które okazało się zawierać zioła takie jak … pokrzyk wilcza jagoda, lulek czarny i mandragora, które używano do wcierania w skórę. Użyłem tego mazidła, nacierając nim od stóp do głów cierpiącą na całkowitą bezsenność żonę kata. Wkrótce po zastosowaniu mazidła kobieta miała szeroko rozszerzone źrenice i zrobiła się czerwona i gorąca jak upieczony zając, a wkrótce potem zapadła w tak głęboki sen, że myślałem, że nigdy jej nie obudzę. Ale obudziła się w dobrym stanie, choć dopiero po 36 godzinach…”.
    Pozwoliłem sobie na ten komentarz (poparty cytatem) bowiem przeczytawszy wspomniany artykuł naszły mnie takie oto refleksje:
    1. Nasz Pan Doktor już jako dziecko miał wybitną intuicję co do roślin. Stare garnki, czajniki, kociołki i inne sprzęty z szopy pani Kwiatkowskiej, w których warzono tajemne mikstury, nie zaszkodziły wszak nikomu. Żadnego szwanku na zdrowiu nie odniósł Pan Henryk, panie Agnieszka i Monika (o psie Aszmanie nie wspomnę).
    2. Nauka wymaga ofiar. Jeśli Andreas De Laguna, lekarz i botanik nie bał się eksperymentować niebezpiecznie na kobiecie (nawet jeśli była żoną kata), to można zupełnie rozgrzeszyć eksperymenty Pana Henryka na kanarku wspomnianym we wpisie o cytyzynie.
    3. Zwarzywszy na zabawy w aptekarza, znachora i temu podobne, o jakich możemy przeczytać w dwóch postach Pana Doktora, nie dziwią mnie jakoś dzisiejsze zainteresowania i dokonania autora blogu.
    4. Ostatnia i najważniejsza refleksja jest następująca. Z całym szacunkiem dla autorki wspomnianego artykułu, wpis Pana Doktora o surowcach tropanowych jest bardziej wyczerpujący i solidniejszy. Tak więc dzięki blogowi możemy sobie przeczytać w Internecie równie ciekawe (jeśli nie ciekawsze) artykuły, jak lekarze w prasie medycznej (nawet jeśli jest to dwutygodnik informacyjny o charakterze „gazety” a nie typowe naukowe pismo medyczne).

Leave a Reply