Rzodkiewnik pospolity – Arabidopsis thaliana (Linne) Heynhold = Stenophragma thalianum (L.) Celak (niem./szwajc. Schmalwand, Schotenkresse, fr. Fausse arabette, ital. Arabetta comune; retorom. Arabina thaliana) to roślina jednoroczna dorastająca do 40 cm wys, choć często ma 5-10 cm wys. Liście dolne skupione w różyczkę, podługowato-łopatkowate, odlegle ząbkowane. Kwiaty białe, drobne, zebrane w grono. Owocem są łuszczyny, nieco slaszczone, łukowato wzniesione ku górze, do 2 cm dł. Łuszczyny osadzone są na cienkich szypułkach. Kwitnie od kwietnia do maja. Należy do rodziny krzyżowych – Cruciferae = Brassicaceae. Występuje na polach, grządkach, w zasiewach zbożowych, na ugorach, nieużytkach, w widnych lasach, często na glebach piaszczystych i suchych. Zarówno w Polsce jak i w Szwajcarii roślina pospolita. W Polsce szczególnie na niżu. Często uważany za chwast i niszczony.
Ziele owocujące i kwitnące – Herba Arabsidopsidis zawiera glukozynolaty, tłuszcze zasobne w kwas erukowy, linolowy i linolenowy, aminokwasy (glicyna, metionina, tryptofan, cysteina), olejek gorczyczny, tiosiarczki, flawonoidy (kemferol, kwercetyna), aminy biogenne. Jest źródłem fitoncydów o działaniu przeciwdrobnoustrojowym.
Działanie: żółciopędne, żółciotwórcze, obniżające poziom cholesterolu we krwi, antyakancerogenne, hamujące nadczynność tarczycy, fitoncydowe (antybakteryjne, antygrzybicze, hamujące rozwój Candida); odkażające drogi moczowe, jelita i drogi oddechowe.
Wskazania: kamica żółciowa, zastoje żółci, reflux, hipercholesterolemia, choroby nowotworowe (wspomagająco), niestrawność tłuszczów, zaburzenia w wydzielaniu żółci i lipaz, nadciśnienie (wspomagająco). Infekcje bakteryjne i grzybicze układu moczowego i oddechowego, zakażenia mikologiczne = grzybicze przewodu pokarmowego.
Preparaty i dawkowanie:
Intrakt rzodkiewnikowy – Intractum Arabsidopsidis: 1 część świeżego rozdrobnionego ziela zalać 5 częściami gorącego alkoholu, odstawić na 7 dni, przefiltrować. Zażywać przy neżycie układu oddechowego 3 razy dziennie po 5 ml. Ponadto przy nadciśnieniu i miażdżycy 2 razy dziennie po 5 ml.
Napar rzodkiewnikowy – Infusum Arabsidopsidis: 1 łyżkę ziela świeżego lub suchego zalać 1 szklanką wrzącej wody; odstawić pod przykryciem na 20 minut, przecedzić. Pić 2 razy dziennie po 200 ml. Przy infekcjach układu pokarmowego i dyskinezach układu żółciowego stosować na czczo. Przy nadciśnieniu przed jedzeniem. Przy nadczynności tarczycy 1 szklanka naparu 2 razy dziennie na czczo. W nieżytach układu oddechowego parzyć w mleku z miodem; stosować 4 razy dziennie po 1/2 szklanki; można podawać dzieciom.
Olej rzodkiewnikowy – Oleum Arabsidopsidis: 1 część świeżego ziela zmielonego skropić spirytusem i zalać ciepłym olejem z oliwek, pozostawić na 7 dni, przefiltrować. Zażywać 1 raz dziennie po łyżce, na czczo przy kamicy żółciowej i zaparciach. Oporne wypryski i liszaje suche można smarować 2 razy dziennie.
Trochę o sprawach prywatnych czyli o: rodowodzie, korzeniach, wspólnocie genów, podróżach, gustach muzycznych i żywieniowych, rozmnażaniu, wabieniu do miłosnych igraszek, ustawianiu życiowym potomstwa i takich tam różnych ….. cz. VIII/VIII
„ (…) Indianin Hopi nigdy bez potrzeby, nie zrywa i nie niszczy roślin. A jeśli potrzebuje jakiejś rośliny, ofiarowuje jej specjalnie przygotowaną modlitwę z prośbą, aby przekazała wiadomość innym roślinom. Dopiero wtedy zaczyna poszukiwanie roślin tego samego gatunku, które chce wykorzystać (…).”
Nie wiem czy nie zanudziłem potencjalnych czytelników niniejszym komentarzem złożonym z tylu części. Winien jestem kilku wyjaśnień. Pierwsze dotyczy następującej kwestii. Być może ktoś uzna za drażniący antropomorfizm (w tym wypadku nadawanie cech ludzkich roślinom) jaki można znaleźć w tym co przedstawiam. Oczywiście świat ludzi i roślin to zgoła różne światy. Używanie w opisie roślin zwrotów: „myśli”, „planuje”, „widzi”, „czuje” itd. to oczywiście pewne skróty myślowe. Dla wyjaśnienia tej kwestii krótka dygresja. Jeśli w komentarzu pisałem „roślina czuje” miałem na myśli zupełnie coś innego co nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem „Janek X – ski czuje …”. Choć rośliny odbierają bodźce dotykowe i potrafią na nie reagować to nie czują bólu. Reakcje te modyfikują rozwój rośliny aby przystosowała się ona jak najlepiej do otoczenia. Na miejsce utraconych części roślina na ogół potrafi wykształcić nowe. Na końcach łodyg i korzeni rośliny natrafić możemy na wierzchołki wzrostu, które mogą zapoczątkować nowe życie itd. W jednym ze swoich komentarzy podałem definicję bólu. Roślina choć czuje kiedy jest zjadana przez larwy pasożytów czy też kiedy liście zrywane są przez zielarza nie cierpi i nie odczuwa bólu. Rośliny nie czują też żalu czy ekscytacji (przynajmniej nic na ten temat współczesna nauka nie mówi). To wszystko nie powinno dla nas oznaczać, iż możemy rośliny bezmyślnie niszczyć. Chociaż bardzo się różnimy, to przecie łączą nas także i pewne podobieństwa. Podobieństwa między Regnum Plantarum a Homo sapiens (Królestwem Roślin a Człowiekiem Myślącym) mogą być czasem zaskakujące. Łączy nas np. powinowactwo do chorób a nawet sposobów leczenia. Np. niedobór żelaza zarówno u roślin jak i u ludzi powoduje niedobarwliwość. U człowieka wywołuje zaburzenia w tworzeniu się barwnika krwi (hemoglobiny), u roślin zaś chlorofilu. Kwas salicylowy zarówno u roślin jak i u ludzi służy podobnym celom. Dla organizmu roślinnego jest hormonem obrony wzmacniającym jej układ obronny. Roślina wytwarza go, gdy zostanie zaatakowana przez bakterie lub wirusy. Rośliny używają go zatem by zwalczyć infekcję (czyli wtedy gdy są chore). My stosujemy jego pochodną (aspirynę, zielarze – wierzbę, wiązówkę itd.) przy dolegliwościach związanych z przeziębieniem itp. Gdyby to kogoś nie przekonywało powiem więcej. Może to się komuś wydać dziwne (mnie się wydało) – ale mamy parę takich genów jak opisany wyżej rzodkiewnik. W roku 2000 zsekwencjonowano cały genom rzodkiewnika pospolitego. Dokonało tego 300 badaczy pracując w różnych laboratoriach biotechnologicznych. Kosztowało to 4 lata pracy i około siedemnaście milionów dolarów (obecnie dobrze wyposażone laboratorium może tego dokonać w tydzień za 1% wymienionej kwoty – to pokazuje galopujący postęp technologiczny i badawczy). Sekwencjonowanie genomów rzodkiewnika i człowieka pokazuje zaskakujące podobieństwa. Całkiem sporą ilość genów o których wiadomo, że wywołują choroby u człowieka występuje w tej roślinie. Np. genom rzodkiewnika zawiera geny BRCA związane z dziedziczeniem raka piersi – jego mutacja wywołuje u rzodkiewnika przyspieszony podział komórek macierzystych i zwiększoną wrażliwość rośliny na promieniowanie (czyli symptomy identyczne z objawami choroby nowotworowej u człowieka), gen CFTR kojarzony z zachorowaniem na mukowiscytozę i 4 geny które u ludzi odpowiedzialne są za kłopoty ze słuchem (kodują bardzo podobne białka zwane miozynami) . Warto na marginesie dodać, że choć określone geny łączy się z występowaniem takich czy innych chorób to geny te nie istnieją po to, by daną chorobę wywołać. Choroba powstaje wówczas gdy gen przestaje prawidłowo funkcjonować w następstwie mutacji (zmiany w kolejności nukleotydów burzących kod DNA). Ludzki genom zawiera takoż kilka genów wpływających korzystnie na wzrost rośliny (np. geny o nazwie sygnałowej COP9 pośredniczące w reakcji rośliny na światło). Dlaczego zamęczałem potencjalnych czytelników w kolejnych częściach swojego komentarza dość chaotycznymi wywodami? Przyświecał mi następujący cel. Chciałbym zwrócić uwagę czytających na nasz stosunek do natury, do roślin w szczególności. Choć rytm zjawisk kosmicznych, życie roślin, ludzi i zwierząt wiążą się w nierozerwalną całość, byłoby nierozsądnym nawoływać czytelników p. Henryka do szacunku dla wszelkiego życia. Jest to zresztą hasło dość absurdalne. Wymagałby to bowiem np. od chorych na boreliozę szacunku do krętka borelii – co przyznacie Państwo jest niedorzeczne. Trzeba także pamiętać, że jesteśmy żywymi organizmami i nie możemy żyć nie niszcząc innych form życia (roślin i zwierząt). Nie będę się zatem odwoływał do żadnych argumentów filozoficznych, etycznych, religijnych a jedynie do zdrowego rozsądku czytających. Całkiem możliwe, iż to właśnie rośliny (ich barwa, kształt, smak i zapach) wytworzyły w człowieku poczucie piękna. Zauważmy jak wielkim cudem natury jest każda roślina. Weźmy dla przykładu pierwsze lepsze drzewo. Posiada ono celowe organy czyli: korzenie zakotwiczające je w glebie oraz pobierające wodę i substancje mineralne; płaskie, zawierające chlorofil liście, zapewniające maksymalnie dużą powierzchnię pochłaniania światła dla fotosyntezy; wysoki pień wynoszący koronę tak daleko w kierunku słońca, jak tylko się da i przez to pozwalający na uniknięcie zacienienia liści przez inne drzewa. Drzewo rosnące wysoko w górach, często narażone na podmuchy wiatru dostosowuje się do tych niekorzystnych warunków, ograniczając rozrost konarów i wykształcając grube, niskie pnie. Inne, tego samego gatunku, rosnące w zacisznej dolinie będzie już zupełnie inaczej wyglądało. Od kiedy pojawił się Homo sapiens – zaczął zmieniać oblicze Ziemi. Od czasu odkrycia Ameryki człowiek swą działalnością przyczynił się do migracji roślin na niespotykaną skalę – co często zmieniło zupełnie florę określonych rejonów na różnych kontynentach. Nasza rozwijająca się cywilizacja: przemysł (szczególnie przez ostatnie 200 lat), rolnictwo, urbanizacja itd. doprowadziły do degradacji środowiska (w tym siedlisk i szaty roślinnej) na niespotykaną wcześniej skalę. Nie będę pisał o wycince lasów tropikalnych. Ograniczę się do najbliższego podwórka. W różnych krajach Europy jest zagrożonych wymarciem od 20 do 50% wszystkich gatunków roślin naczyniowych. W USA wymarło już coś koło 100 gatunków, podobny los grozi dalszym 1200 – 1300 gatunkom. Krajowa flora naczyniowa liczy 2902 gatunki (z tego za lecznicze uznaje się 680 – w tym obcego pochodzenia a także będące w uprawie). W Polsce do bezpośrednio zagrożonych należy zaliczyć 10% gatunków całej flory, a dalsze 20% w nieco odleglejszej przyszłości. „I rzekł Bóg: Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem.”(Pismo Święte, Księga Rodzaju, 1.29). Wydaje się, że biblijne stwierdzenie jest dla nas pewnym zobowiązaniem. Szacunek dla roślin którego przynajmniej namiastką powinna być ochrona środowiska i mądre korzystanie z zasobów roślinnych to konieczność. Jeśli ktoś uzna, że „szacunek dla roślin” to rzecz którą mogli praktykować Indianie Hopi a nie ludzie mieszkający w XXI wieku w Europie, pozwolę się z tym nie zgodzić. Warto wiedzieć, iż w 2008 roku rząd Szwajcarii powołał komitet etyczny którego zadaniem miała być ochrona „godności roślin” (konstytucja tak lubianej przez naszego p. Henryka Szwajcarii – wymaga „poszanowania godności istot żywych w relacjach ze zwierzętami, roślinami i innymi organizmami”). Logika poza wszystkim innymi (może nawet ważniejszymi) względami, nakazuje nam ochronę roślin, racjonalne nimi gospodarowanie. Nasza logika wobec środowiska jest często podobna do zawartej w krótkiej historyjce A. de Mello:
„Pozbycie się wróbli
Ministerstwo Rolnictwa zadekretowało, że wróble są zagrożeniem dla zbiorów i
powinny być zniszczone. Kiedy tego dokonano, gromady owadów, które byłyby zjedzone przez wróble, opanowały zbiory i zaczęły pustoszyć plony, wtenczas Ministerstwo Rolnictwa wpadło na pomysł kosztownych pestycydów. Pestycydy podrożyły żywność. Sprawiły również, że stała się ona niebezpieczna dla zdrowia. Zbyt późno odkryto, że to wróble, chociaż żywiły się ziarnem, zapewniały zdrową i niedrogą żywność”. To niestety skłania raczej do smutnej refleksji: „Żyjemy w świecie rządzonym prawami Newtona, zasadami fizyki Einsteina i logiką Frankensteina.”
Pozdrawiam
Ps. Do napisania tego komentarza skłonił mnie pewien zielarz (który zawstydził mnie swoją pracowitością). Dedykuję go zaś Karolinie i innym młodym ludziom którzy zmagając się z chorobami prócz mądrości medycyny akademickiej wykorzystują też mądrość natury.
Szanowny Panie Romanie.
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem wszystkie części Pańskiego niezwykle interesującego, świadczącego o Pańskiej wyjątkowej erudycji opracowania.
Dziękuję Panu za podzielenie się z nami tą wiedzą.
Jeżeli nie będzie to zbytnim zaśmiecaniem wątków poruszanych przez Pana, pragnę dodać, że przywołany przez Pana fragment historyjki autorstwa Anthony de Mello miał w historii ludzkości swój autentyczny odpowiednik. W czasach szaleństwa Rewolucji Kulturalnej, jej przywódcy Mao, nie spodobało się, że wróble wyjadają tyle potrzebnego jego ludowi ziarna. realizując wolę Wodza, większość mieszkańców ChRL tłukło biedne ptaszyny niemiłosiernie. Ganiali za nimi, straszyli hałasem, męczyli na wiele sposobów po to by niezdolnego ze zmęczenia ptaszka pozbawić życia, które według mądrości Wielkiego Wodza było życiem pasożyta….
Jakież było zdziwienie, rozczarowanie i rozpacz, kiedy po niespełna dwóch latach okazało się, że zapanowała w ChRL wielka klęska głodu. Przyczyna takiego nieodwracalnego li samą tylko wolą Wodza stanu rzeczy był niebywały przyrost wszelakiego rodzaju robactwa zżerającego plony głodującego narodu. Przyczyna była oczywista i jedna. Brak wróbelków zjadających i regulujących tym sposobem populację owadów, które teraz bez naturalnego wroga rozpanoszyły się niepomiernie.
Innym ciekawym zagadnieniem wskazującym na wyższy, niż nam się mogło wydawać poziom życia roślin może być słynna swego czasu fotografia kirlianowska. Jakkolwiek mimo kontrowersji powstałych wokół niej, pamiętam , że chyba wspomniano o niej w jednym z odcinków słynnej „Sondy” prowadzonej przez śp. redaktorów Zdzisława Kamińskiego i Andrzeja Kurka, gdzie pokazano dzięki tej technice reakcję roślin na rozmaite drastyczne bodźce, co potwierdza opisywane przez Pana „przeżycia” roślin.
Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za Pański komentarz.