Lubczyk lekarski (Levisticum officinále Koch = Ligusticum levisticum Linné), zwany także do XIX wieku lubiśnikiem lekarskim (rodzina Umbelliferae = Umbelliflorae = Apiaceae) jest składnikiem dawnych i współczesnych preparatów zalecanych w leczeniu puchliny wodnej (obrzęków), skąpomoczu, przewlekłej niewydolności krążenia, niedostatecznego miesiączkowania, wzdęć, nieżytów przewodu pokarmowego i układu oddechowego. Jest także składnikiem modnych obecnie w lecznictwie suplementów odtruwających i oczyszczających organizm ze szkodliwych produktów przemiany materii i ksenobiotyków. Tradycyjnie lubczyk jest stosowany w profilaktyce kamicy moczowej oraz w leczeniu infekcji i stanów zapalnych układu moczowego. Z tego względu, że lubczyk działa odtruwająco i moczopędnie – wykorzystywany jest również w leczeniu chronicznych (przewlekłych) chorób skórnych i metabolicznych. Za granicą istnieją w obrocie handlowym afrodyzjaki zawierające w składzie lubczyk. W zalezności od zawartości olejku eterycznego są one mniej lub bardziej skuteczne. Składniki terpenowe i alkiloftalidowe lubczyka zwiększają ukrwienie narządów płciowych, przez co mogą wpływać pobudzająco na czynności seksualne, nie zostało to jednak jednoznacznie potwierdzone eksperymentalnie u ludzi. Problemem jest ustabilizowanie olejku eterycznego w preparatach lubczykowych oraz uzyskanie maksymalnego jego stężenia. Podobnie jak w przypadku melisy – preparaty lubczykowe ubogie w lotne składniki olejkowe – są mało skuteczne lub nawet odważę się powiedzieć – bezwartościowe. Zawartość alkiloftalidów olejkowych decyduje o wartości leczniczej preparatu lubczykowego. Lubczyk pobudza ukrwienie macicy, dlatego pobudza też krwawienia miesiączkowe.
Olejek eteryczny, kumaryny i flawonoidy zwiększają ilość wydzielanego moczu, potu, a wraz z nimi chlorków, mocznika i kwasu moczowego. Jest to szczególnie ważne i wartościowe w leczeniu artretyzmu, obrzęków (hiperchloremia, hipernatremia, nadciśnienie) i reumatyzmu. Związki alkiloftalidowe i flawonoidy działają rozkurczowo na mięśnie gładkie przewodu pokarmowego, dróg moczowych i układu żółciowego. Kwasy fenolowe, seskwiterpeny i terpeny pobudzają wydzielanie żółci. Wodne i alkoholowe wyciągi wykazują działanie antyseptyczne.
Do celów leczniczych można pozyskiwać owoc, ziele jak i korzeń lubczyka – Fructus, Herba (Folium) et Radix Levistici. Cała roślina zawiera aktywny olejek eteryczny: korzeń ok. 1-1,5%, ziele (liść) 0,5-0,6%, owoc – 0,7-1,8%. Korzeń posiada olejek eteryczny szczególnie bogaty w związki ftalidowe 3-butyloftalid, 3-butylidenoftalid (syn. ligusticum, ligustycyna), 3-butylo-4,5-dwuhydro-butyloftalid (sedanenolid), ligustylid -cis i –trans. Mniej składników ftalidowych jest w olejku z owoców lubczyka ( ok. 20-22%). Składnikami olejku eterycznego są również terpinen, beta-pinen, felandren, karwakrol, eugenol, estry kwasu walerianowego, masłowego i benzoesowego, cyneol. Ponadto roślina zawiera hydroksykumaryny (umbeliferon), furanokumaryny (bergapten, psoralen), fitosterole (beta-sitosterole), poliacetyleny (falkarinol), kwasy fenolowe (kawowy, chlorogenowy), kwas mirystycynowy, kwas walerianowy, kwas angelikowy, lecytynę (korzeń 0,9%), żywice, pektyny. Związków kumarynowych najwięcej jest w owocach lubczyku.
Lubczyk został opisany jako roślina lecznicza przez św. Hildegardę (1098-1179), Lonicerus’a (1528-1586), Matthiolus’a (1501-1577) i Weinmann’a (1742 r.).
W lecznictwie stosowane są wodne wyciągi z lubczyka: napar – Infusum Levistici (8-10 g/100-200 ml wrzącej wody; doustnie 100 ml 2-4 razy dziennie), nalewka lubczykową – Tinctura Levistici 1:3 lub 1:5 (5-10 ml 3 razy dziennie), rzadziej ekstrakt lubczykowy płynny lub suchy – Extractum Levistici (krople, pigułki, kapsułki) i odwar – Decoctum Levistici (20 g/200 ml wody, gotować 5-10 minut; doustnie wypić w ciągu dnia małymi porcjami). Wg FP VI dawki jednorazowe doustne Radix Levistici w naparach powinny wynosić 0,5-2 g, dobowe 4-8 g.
Wodne i alkoholowe wyciągi z lubczyka zwiększają wrażliwość skóry na światło słoneczne. Najsilniej jednak działają fotouczulająco wyciągi alkoholowe i eterowe. Nie należy ich podawać kobietom w ciąży, karmiącym i skłonnym do krwotoków macicznych. Lipofilne związki lubczyka przenikają do mleka matki, nadając mu zapach i smak i oddziałując na oseski (pobudzenie wydzielania soków trawiennych, zmiana częstotliwości skurczów perystaltycznych przewodu pokarmowego, zwiększenie diurezy i wydzielania potu, nadwrażliwość na promienie UV). Butyloftalid i sedanenolid mają działanie uspokajające i przeciwlękowe.
Lubczyk jest doskonałą przyprawą do zup, sosów i mięs. Lubczyk do celów przyprawowych można zakonserwować poprzez zamrożenie, solenie, zalanie olejem roślinnym i zasolenie lub wysuszenie. Suszenie polecam jednak tylko w przypadku korzenia i owoców. Ziele lub liście podczas suszenia tracą składniki aromatyczne.
Wikipedia, zarówno w wersji anglo- jak i niemieckojęzycznej, podaje, jakoby lubczyk był wyjątkowo obfitym źródłem kwercetyny (1700 mg/kg). Niestety brakuje noty źródłowej tejże informacji, poza tym nie mogłam się doszukać, czy podane wartości odnoszą się do korzenia czy też zielonej części rośliny. Czy ktoś z Państwa posiada bliższe informacje na ten temat.
Remedia amoris cz. IV. O ziołach które skłonność do jurności pobudzić są zdolne i takoż lubość przegonić potrafią. Zioła miłosne w dawnej Rzeczpospolitej.
„Pierwszy krok do Bachusa, ojca niewstrzemięźliwości, prowadzi do niedozwolonych spraw Wenery. Dziś rozpalającymi pokarmami i winami opychają swoje ciało, samo przez się już gorącości pełne (…). Jak gdyby wstydliwość niewieścia mogła się uchować naruszona tam, gdzie się podsuwa owe podżegania do rozkoszy (…).”
Andrzej Frycz Modrzewski „O poprawie Rzeczypospolitej”. (1551)
Jak możemy przeczytać powyżej, przodkowie nasi w XVI stuleciu „rozpalającymi pokarmami i winami opychali swe ciała” aby gorącości rozpalać i zażywać rozkoszy cielesnych. Przyjrzyjmy się temu nieco bliżej. Do najstarszych zielników wydanych w Rzeczypospolitej w języku polskim należały wydane: w roku 1534 zielnik Stefana Falimirza, w 1542 Hieronima Spiczyńskiego (drugie jego wydanie ukazało się w roku 1556) i Marcina Siennika w 1568. Zielniki te były rodzajem poradników zdrowia, zawierały wiadomości z zakresu lecznictwa i lekoznawstwa o niezwykle bogatej jak na owe czasy treści. Znaleźć w nich możemy opisy leków na rozmaite przypadłości np. „…Maść na bolenie członków, nóg i rąk, Lekrzstwa pewne ku pobudzeniu zastanowionych rzeczy przyrodzonych białem głowom, Na wysuszenie tłustego człowieka. Zasię aby był tłusty, Proch barzo dobry na paraliż, Przeciw częstemu głowy zawracaniu, Na ragadios to jest na rozpadlinę w zadku, Parchy na głowie tak gubić i leczyć, Przeciw oszaleniu, Niemoc, którą zową zapomnieniem, Włosy aby rosły na łysienie, Gdy w ucho czo wpadnie, Aby płeć czudna była, Na boleść zębów, Na ubielenie zębów, Aby z ust nie śmierdziało, Na rzyganie kwaśne, Głos straczony naprawia, Na paznokcie parszywe, Na wywinięcie członka którego, Na grzbiet przerwany, Kto się winem nie chce upić, Przeciw jadu i truciźnie, Pies wściekły gdy kogo uje, Niewiaście nazbyt chciwej, Na zadawienie macice niewieściej, Przeciw częstemu głowy zawraczaniu (…) itd. itp. Nie dziwi przeto, że wymienieni autorzy opisują wiele leków: „Ku męskich rzeczy posileniu a także by lubość zginęła (…)” itp. Znajdujemy w nich prócz opisów ziół na choroby wszelakie takoż i praktyczne wskazania i profilaktyczne zalecenia: „(…) O wonnych rzeczach czo nosić przy sobie, W pokarmach jak się masz chować, Picia jakiego masz pożywać (…) W krotochwilach jako się masz mieć, W Roskoszach jako się masz mieć, W waśni wszelakiej a gniewie jako się masz mieć (…)” itd. Warto na wstępie zauważyć, że prócz przepisów na specyfiki pobudzające znaleźć możemy sporo recept przeciw nadmiernej żądzy cielesnej. Dla przykładu podam dwie, pierwsza z działa Falimirza, druga Spiczyńskiego:
„(…) Wódkę wyborną tym ludziem, którzy chcą czystość bez szkodzenia zdrowiu zachować: Wziąć wódek: rucianej, swojskiego kopru, z białej lilijej koszyczkowej, wódki łańczanej – bez wina palonej – kożdej po pół funta. Zlej je wszytki społem a wypal przez alembik lekkim ogniem po wtóre. A daj tej wódki komu dasz na nocz 3 łoty ale nie trzeba wieczerzac, po cztery noczy, zamieszającz – będzie miał pokój od żadzej cielesnej (…)”. „(….) Przeciw ochwatowi zbytniego złączenia. Wyźmij miodu czystego, muszkatele albo mamłazyjej – po równej części, soku bukwicowego, niewieściego mleka albo koziego – każdego po pól kubka a cały funt miodu, sadła kapłoniego albo kokoszowego – dwie uncje albo trzy, oleju z jąder limbowych albo migdałów słodkich – jedną uncję; wstaw to wszystko w garncu do ognia, rozpuść wszytsko aby się zmieszało, a to trunkiem będzie którego na każde zaranianie ma kubeczek wypić (…)”. Dla porządku wypada dodać, iż prócz roślin do wytwarzania leków (również miłosnych) stosowano także surowce pozyskane ze zwierząt, minerały, kamienie itd. Dla zilustrowania – taką moc wg. Siennika ma zwykła magnes: „(…) Też then kamień magnes ma thę moc iże barzo wiele żon, które opuszczały dla swarów męże swoje y zasię k nim przywracały się albowiem ten kamień od męża noszony, czyni go żenie lubieżnego y barzo miłego, tak iż bez niego nie może, takież też y żone mężowi czyni wdzięczną (…)”. Na marginesie można dodać, iż próbowano te surowce jakoś sensownie klasyfikować i porządkować „ (…) Z dawna u mądrych ten umysł był, iż ptastwo i ryby jednego rodzaju być policzali, a to z tej przyczyny , iż oboj rodzaj wody wydały (…). A tak jakośmy między ptastwem latającym robactwo ukazali po części, także między rybami – robactwo pływające częścią ukażemy. Albowiem ci pszczoła i mucha acz latają, jednak nie ptacy są (…)”. Dlatego w dawnych zielnikach znaleźć możemy całe rozdziały zatytułowane np. „Księgi wtóre o lekarstwach z rzeczy żywych, jako z bydła, z zwierzu z ptaków, z chrobaków i z ryb (…) pełne opisów zarówno tych surowców, jak też ich działania i używania. W dawnych wiekach zarówno surowcom roślinnym jak i zwierzęcym przydawano właściwości kojarzone z ich wyglądem czy przymiotami (np. działanie afrodyzjakalne przypisywano częstokroć roślinom kojarzącym się narządami płciowymi itp.) . Posłużę się przykładem: „(…) Orzeł między ptaki jest najmęzniejszy i najswobodniejszy. Przeto też królem ptaszym jest wezwan. Siedli się na drzewie barzo wysokim, na które żadna szkodliwa bestia wejść nie może. Dzieci Swogich barzo broni a nigdy nie opuszcza, aże kiedy same bronić się mogą, a gdyby je kto mu chciał je zabrać – dziwną śmiałością broni. Wzrok ma barzo ostry, tak iże też w słońce śmiele może wejrzeć. Na czo też swoje dzieci z młodu zwyczaji, oczyma je ku słończu – nogą za szyję – podnoszącz, a które by się patrzenia broniło oczy, tedy je z gniazda wyrzuca jako niegodne rodu swego (…). Uczynki: Żółć orłowa oczom cieknącym albo oparzystym pomaga. Mózg Orłowy a żółć z miodem jarzączym zmieszany, jasność wzroku przywraca – oczy pomazując. Tenże mózg z winem zmieszany – jakoby ze trzy łyżki dobre, na królewską niemocz pomaga. Nogi orłowe z ud wyrwane – na bolenie bioder pomagają (…)” itd. Takiego praktycznego, nie tylko medycznego, użycia surowców, znaleźć można w wymienionych dziełach bardzo wiele. Siennik dla przykładu podaje „(…) serce sówki gdy kto przyłoży niewieście śpiącej do boku lewego, tedy sama na się powie cokolwiek uczyniła (…)”. Małżonkowie podejrzewający swoje niewiasty o niewierność korzystają dzisiaj z usług detektywistycznych i różnych technicznych wynalazków a zatem sówki nie muszą czuć się w naszym kraju zagrożone. Niektóre surowce zwierzęce można pozyskiwano w kraju , inne zasię sprowadzić było trzeba z odległych krain np. krew wielbłądzią zdolna do wzbudzania jurności. Pozostawiając nieco z boku surowce zwierzęce przyjrzyjmy się specyfikom roślinnym wymienianym w dawnych księgach. Najbardziej chyba znanym polskim afrodyzjakiem jest lubczyk o którym Syreniusz pisał „(…) Kochają się iakmiarz wszyscy gospodarze niepomału w tym Zielu, dla rozmaitych skutków iego do wielu chorób. Przeto y w najnędznieyszych ogródkach nietrudno o nie (…)”. W naszych herbarzach znajdujemy informacje, iż roślina ta: „ (…) męże gnuśne do Wenusa pobudza”. Skoro o lubczyku już mowa to wspomniany Syreniusz podaje: „(…) To ziele gdyby wcale było ze wszystkim to iest: z nacią, z korzeniem, z nasienim, y z kwieciem kopane, pierwszego dnia Października, o szustey godzinie na dzień, zwłaszcza gdyby Wenus w dziewiątym stopniu Panny, znaku niebieskiego, Merkuruysz w pierwszym a dwudziestym ósmym stopniu: w domu dwunastym byli, żeby jeno Niedźwiadek nie był w ogonie smoczym albo blisko niego. Wielkie y znamienite skutki czyni: w małżeństwie roztyrki y niezgody w nim równając (…).” Inną znaną rośliną zalecaną w tym względzie była gorczyca: „(…) Domowa gorczyca, często iedzona od ludzi czyni skłonność do jurności” „też samo ziele gorczyczne w winie uwarzone, a na krzyż przyłożone ciepło, czyni buyność cielesną, takież y nasienie stłuczone na proch a z miodem zmięszane przaśnym, przyłóżże na krzyż albo na nyrki czyni skłonność ku rzeczom cielesnym”. Wg dawnych zielarzy ku jurności pobudzają takoż: ptaszy ięzyk, gwoździki kramne mikołajek, rzeżucha ogrodna, łuk (czosnek), pasternak, lisie iayka, szafran, wódka rzodkwiana (która osobliwie budzić zdolna chęć cielesną małżonkom ku krotofili) i inne. Oczywiście każdy z wymienionych autorów miał swoje ulubione zioła które w miłości osobliwie służyć potrafią. Syreniusz wymienia: zapaliczkę „na wiosnę, gdy się z ziemie pokazują z innymi ziółkami, używając, jako Chmielu młodego albo Szparagów, w chędogą chusteczkę, albo w Paczoski mokre, uwinnąszy, w popiele gorącym uparzyć albo w chlebie upiec, a tego używać z trochu Pieprzu a solą: albowiem osobliwego smaku jest potrawa, która potężnie do Wenus pobudza (…) Oboie płeć tak do Wenus wzbudza, że w tey mierze nie może nic być potężniejszego nad to (…)” . Pospolity podagrycznik „starce y osłabiałe do młodych żon potężne czyni, oziębłość w nich rozgrzewając. Doświadczone lekarstwo.” Syreniusz wymienia nadto: miczyk, koper włoski, Oman Egyptecki, Syryjczyk, rzeżuchę („do namiętności cielesnych jest podnietą”) a nawet „piwo pszeniczne przystojnie czynione”. Rostafiński analizował nazwy roślin ale czasem analiza taka nie jest potrzebna, bo nie trudno wywieść ją z zapisanej treści: „(…) Wilk zielny którego zowią Bykowym zielem dlatego, iże krowy skoro go zakuszą, Byka szukaią (…)”. Nazwa „lubczyk” budzi także jednoznaczne skojarzenie. Wg Syreniusza „(…) od Lubości, do której cielesność wzbudza (…)”. W XVI wiecznych herbarzach znajdujemy też wskazówki tyczące tego, które rośliny służyły czarom miłosnym i przeciw czarom takim odpór dać mogły. Biedrzeniec czarny „czary dla nierządney miłości odpędza”, „ (…) komuby dla miłości był czarowny trunek do picia dany takim sok ziela (Werbena) trunkiem często dawać (…)”. Warto także zauważyć, że czary nie były raczej pozytywnie postrzegane skoro możemy wyczytać „(…) takowe czary miłości są znośne: które nie z ziół, nie z obmywania od Bab, nie z Karakterów, ani Czarowników, ale z szlachetnego przyrodzenia, y obyczaiów pochodzą. Nima się tedy żaden w takowe nieprzytomne Gusła y czary wdawać które są sprawą szatańską (…)”. Szymon Syreński w swoim „Zielniku”, z r. 1613, w ten sposób o tym pisał: „Mądrzy a rozumem się sprawujący, chocia Poganie czary i gusła zawsze ganili i w nienawiści mieli, jednak nabardziej czary miłości, bo te same rozum i zdrowie psują i odejmują. Przeto zawierali wrota wiadomości ziół i skutków ich, do takowych nieprzystojnych spraw używania i zatem są tak od nich pokryte, że zaledwie jeden z kilkudziesięciu ziołopisów może się znaleźć, któryby takowych kształt i wyobrażenie, nietylko ich moc i skutki poznać mógł”. Podawałem na wstępie komentarza, że nasi dawni zielarze nie tylko podawali środki na pobudzenie lubieżności ale także zioła które ją tłumiły. Np. dzięgiel „chęć y wzbudzenie do Wenus tłumi y odeymuie na czczo używając(…)” . Zaś lilia biała „sny także plugawe o nierządnych miłościach oddala. Przeto którzy czystość żywota zachować chcą, iako księżey, Zakonnikom, y Zakonnicom, osobliwie prałatom, którzy z rozkosznieyszych potraw, y trunków do iurności cielesney bywaią częstokroć wzbudzeni, używać go dobrze, by tylko zasługa boiu u P. Boga nie zginęła” „ Tym iest użyteczne używanie sałaty, którzy poślubiwszy się na ustawiczną służbę panu Bogu, ślub czystości uczynili: Jako są wszystkie osoby Duchowne oboiey płci, którym ieśli powściągliwości, w róźniceniu ognia namiętności cielesnych niedostaie, tym samym używaniem sałaty a częstym, iako za pewnym lekarstwem mogą swą czystośc zachować”. Na nocne polucje Siennik podaje taki o to przepis: „(…) Przeciw upławom nasienia męskiego które niektórym we śnie się przydawa, niektórym też i czując. Weźmij nasienia melonowego – ochędożywszy – ile chcesz, stłucz je dobrze w stępce kamiennej z wodą stokową. Potym przecedź a będzie jucha jako mleko, której niech chory używa przez 4 dni: zawsze po ranu – równy truneczek – ciepło z cukrem zagrzawszy; wszakże przez ten czas a zwłaszcza przed piciem ma sobie lędźwi mazać maścią różaną – a będzie wrychle zdrów (…)” . Wracając do pobudzania lubieżności. Warto dodać, iż w dawnej Rzeczypospolitej popularnym lekarstwami były powidełka zwana wówczas elektwarzami i marcypany. „(…) Te elektwarze umoczniają naturę w uczynku małżeńskim: Diaspermaton, Diasatirion, Diaboracis, Diatrionpipereon, Diairingorum, Diapastination (…)”. Marcypany były postacią leku w której skład wchodziły migdały i cukier: „(…) Marcepanów czynienie, które wspomagają piersi nerki i wątrobę, płodność mnożą, jurność wzbudzają, gorącość uryny tłumią, są pokarmu wybornego, czynią dobre trawienie (…)”. Na zakończenie podam, iż tzw. medycyna ludowa „bab”, „znachorek” znała wiele roślin użytecznych w wzbudzaniu miłości, rozbudzaniu „rządz cielesnych” itp. Przeciętnie biegła w swoim rzemiośle zielarka / znachorka częstokroć miała w swoim arsenale od kilkunastu do kilkudziesięciu ziół które w tych sprawach stosowała. W XVII wiecznym procesie o czary krakowianka Agnieszka Gubalina przyznała się do znajomości 60 gatunków ziół stosowanych w magii miłosnej. Tytuł cyklu komentarzy dotyczy środków na miłość trzeba więc napisać, że roślin i receptur „na wzbudzanie miłości” i „rozkochanie” zarówno w dawnych herbarzach jak i pracach naszych etnografów znaleźć można bez liku. Niektóre z receptur były bardzo skomplikowane, inne zaś proste (i jak wierzono wszystkie niezawodne) – np. sokiem z bratków: „ (…) dziewczęta chcące się przypodobać i rozkochać kogo, smarują sobie brwi (…) pewne, że ulubiony je pokocha (…)”. Roślinami które jak wierzono tak działały były niegdyś np.: leszczyna, przestęp, „paprociowy kwiat”, nasięrżał i szereg innych. Rostafiński podaje, iż naliczył 1300 przesądów dotyczących tzw. „roślin miłośniczych”. Zainteresowanych tematem odsyłam do tego autora który chyba najszerzej omówił ludowe sposoby na wzbudzanie miłości za pomocą roślin. C.d.n.
Szanowny Panie Romanie M.
przez pryzmat analitycznego i racjonalnego poznawania jak najbardziej, uprzejmie proszę o jakiś polski (europejski) roślinny zamiennik tego egzotycznego dzieła Bożego, czyli o wskazanie rośliny (roślin) o podobnym składzie (w proporcjach 1:0,98), ponieważ chmiel mnie nie satysfakcjonuje,zioła na irracjonalne gusła (w tym miłosne) również, a chciałabym racjonalnie i analitycznie przyjrzeć się fenomenowi tego składu, bo może to zwykłe placebo jest? co najlepiej zbadać doświadczalnie i z uwzględnieniem podwójnej ślepej próby i na ziołach rodzimych ze względu na tradycję, dostępność i i europocentryzm:)
skład chemiczny: alkaloidy harmanowe nazywane także jagainą lub banisteryną, tetrahydroharmina, amidy harminowe, estry metylowo-harminowe z kwasami organicznymi, acetylonorharmina, n-oksyharmina, n-norharmina, kwas harmalinowy, telepatyna oraz wazycyna
Na wstępie przeproszę Pana Doktora za tę wymianę komentarzy z Panią Alicją. Pan Henryk stworzył nam do tego celu Forum http://rozanski.ch/forum/. Można tam dyskutować do woli na najróżniejsze tematy i zapraszam Panią Alicję do kierowania tam swoich pytań. Co do wskazania roślin o podobnym składzie odpowiem następująco. Na działanie takiej czy innej rośliny możemy spojrzeć z różnych stron i w rozmaity sposób. Jednym z nich jest spojrzenie etnofarmakologiczne. W każdej kulturze, w różnych czasach i stronach używano roślin które oddziaływają na sferę psychiczną a więc działają: psychoaktywnie, psychodelicznie, odurzająco, wywołują wizję, halucynacje – czy wszystko jedno jak byśmy to nazwali. Dawniej takie działanie ziół przypisywano duchom roślin, dziś przez „pryzmat analitycznego i racjonalnego poznawania” przypisuje się je składnikom chemicznym w nich zawartym. Wracając do etnofarmakologii to zajmuje się ona, mówiąc najprościej, środkami które stosują różne ludy w określonych sytuacjach. Najpierw sprawdza się jaką roślinę używa się do celów medycznych (religijnych, obrzędowych, magicznych, afrodyzjakalnych itd. itp.), potem bada się jej kontekst kulturowy. Przyjmowanie takich specyfików o jakie Pani Alicja dopytuje związane jest najczęściej z rozmaitymi tabu, pewnymi wzorcami zachowań itp. Środki te mają zazwyczaj powiązania magiczno – religijne. Niekiedy badacze robią kolejny krok wypróbowując jakiś wytwór szamana / uzdrowiciela na samym sobie dochodząc przy tym częstokroć do zaskakujących wyników. Trudno się temu dziwić kiedy mamy najczęściej działanie psychoaktywne lub psychodeliczne – tzn. wpływające na świadomość. Otóż próbując jakiegoś środka który ma np. ułatwić podróże poza ciałem czy unosić się nad ziemią, itd. itp. – badacze bardzo często doświadczają tego o czym mówili tubylcy. Czy jest to dowodem na taką moc specyfiku? Niekoniecznie. Etnofarmakolodzy odkryli mianowicie, że nasze oczekiwania zw. z jakimś środkiem mają bardzo silny wpływ na jego działanie, na to czego doświadczamy będąc „pod wpływem”. Nasze europejskie czarownice np. stosując tzw. „maść czarownic” (specyfik miał różne nazwy) doświadczały częstokroć halucynacji latania (stąd obrazki czarownic latających na miotłach) – tego właśnie oczekiwały od owego specyfiku. Wracając do rzeczy. Następny krok to analiza – z czego się składa i co zawiera dana roślina / specyfik, czy można zdefiniować substancje aktywne, jak one działają, czy inaczej działają gdy łączymy je z innymi związkami itd. itp. (i tu już dochodzimy do wspomnianego analityczno – racjonalnego podejścia). Pani Alicja napisała „(…) Być może istnieją takie zioła, przyśpieszające duchowy rozwój? np. ayahuaska? Podobno nie uzależnia, oczyszcza, a osoba po spożyciu czuje się jak denat na krawędzi pomiędzy życiem i śmiercią, a do tego miewa ważkie dla swojego losu wizje”. Jeśli ktoś chce coś zażywać z takim oczekiwaniem to może tego doświadczy – ale osobiście przez pryzmat swojego analityczno – racjonalnego spojrzenia na rośliny szczerze odradzam. Podstawowym składnikiem (ale nie jedynym) tego specyfiku indiańskiego jest liana Benisteriopsis cappi – rosnąca w wilgotnych lasach Amazonii. Roślina należy do świętych roślin Indian. Znana tam jest pod różnymi nazwami m.in.: yagé, natema, huasca, cappi itd. Z kory lub kawałków tej liany przy odpowiednich dodatkach szamani indiańscy przyrządzają napój psychodeliczny (zresztą podobnie jak z kurarą – składy, sposób przyrządzania różnią się). Sami zażywają go głównie w celach leczniczych, by wprowadzić się w trans jasnowidzenia. Dość często organizują wspólne rytuały które mają na celu wskrzeszenie mitycznej przeszłości plemienia. Wszystko zależy od punktu widzenia – na napój taki można patrzeć przez pryzmat „świętego napoju” (co jest dość zrozumiałe jeśli robi to Indianin – bo wynika to z „kontekstu kulturowego”) lub swoistego „dopalacza” który działa psychodelicznie i nic świętego w sobie nie ma. Będąc w temacie komentarzy afrodyzjakalnych w składzie rośliny o której mowa niekoniecznie musimy widzieć działanie magiczne a tylko określone zw. chemiczne działające w specyficzny sposób. Pani Alicja napisała: „ofiara ayahuaski” tylko leży i wymiotuje więc kopulacja nie jest możliwa (początkowo tutaj napisałam: „więc amory jej nie w głowie”, ale kto tam to wie …)” Otóż do końca tak nie jest. Indianie organizują rytuały w których przyjmuje się ayahuascę także w celach erotyczno – seksualnych, że się tak wyrażę. Przy tej okazji mają zapewne jakąś wizję – która daje przekonanie o szczególnych mocach seksualnych specyfiku …. Jednak mój europocentryzm z analityczno – racjonalnym podejściem znalazłby proste wytłumaczenie takiego fenomenu. Kora wspomnianej liany ma określony skład chemiczny który w części zacytowała Pani Alicja. „Magiczny napój” przyrządzony na potrzeby seksualno – erotycznego rytuału zawiera B- karboliny, harmalinę, harman itd. W badaniach laboratoryjnych na szczurach wykazano, że pod wpływem tych substancji zwierzęta wykazują wzmożoną szybkość erekcji i podwyższoną częstość kopulacji. Zachodnia medycyna dopracowała się metodologii (upraszczając), iż wyodrębnione substancje roślinne bada się wpierwej na zwierzętach np. szczurach. Niesie to określone ograniczenia (np. szczury nie potrafią mówić …) ale pomimo tego – to i tak najlepszy sposób z naukowego punktu widzenia. Aktywnością seksualną szczurów można np. obserwować. Zwierzęta z podwyższonym libido rozpoznawane są przez badaczy po wysoko postawionych ogonach, zwiększonej erekcji, częstości kopulacji, ilości takiej czy innej substancji w określonym organie zwierzaka itd. itd. Wpływu na rozwój duchowy na szczurach nie sprawdzimy – bowiem raczej z nimi na ten temat nie pogadamy ale …. Raz jeszcze podkreślę, mimo wszystkich ograniczeń metodologii nauk medycznych – wolę takie badania niż przyjmowanie czegoś o działaniu ziół „na wiarę”, szczególnie wówczas gdy wiedzy podającego informację nie jestem w stanie zweryfikować. W wielu komentarzach podawałem jak jakąś roślinę stosowali Indianie czy przed wiekami nasi przodkowie. Niektóre z tych sposobów są być może wysoce skuteczne, inne zupełnie od rzeczy. Chciałbym zaznaczyć, że takie informacje mają charakter bardziej historyczny czy etnograficzny niż medyczny. Podkreślałem często, iż ludy żyjące „bliżej natury” miały częstokroć olbrzymią intuicję. Nam jest jej brak i z tego powodu pozostaje nam nauka. Dlatego uważam, że blog Pana Różańskiego jest miejscem wyjątkowym. Bowiem znajduję tu dobre i rzetelne naukowe informacje o ziołach (niestety zdarza mi się go zaśmiecać komentarzami które nie mają takiego charakteru). Często zauważam i w literaturze i w Internecie pomieszanie porządku rzeczy. Czym innym jest opis działania ziół z pozycji historycznej, etnograficznej, medycyny ludowej czy przez prymat własnych doświadczeń. Czym innym zaś pokazanie działania rośliny od strony współczesnej nauki. Własne doświadczenie, ludowa mądrość itp. nie muszą być złe, nieprawdziwe czy bezużyteczne. Wspaniałą rolę spełnia forum zielarskie na którym ludzie wymieniają swoje poglądy, opisują własne doświadczenia z ziołami itp.(a czasem nawet się trochę posprzeczają). To służy oczywiście rozwojowi naszej wiedzy, wymianie doświadczeń itd. Jestem pełen podziwu wobec wiedzy, umiejętności, intuicji moich „sióstr i braci” w zielarskim zapale. Jeśli chciałbym aby współczesna naukowa medycyna „otworzyła się bardziej na lek ziołowy” to oczekiwałbym żeby ten lek był dobrej jakości a lekarz miał dobrą, rzetelną o nim wiedzę i by nie wzdrygał się przed jego stosowaniem („bo jest znachorski”). Jeśli tak – to muszę zgodzić się również i na to, aby na zioła patrzeć od strony naukowej – z takim czy innym metodologicznym ograniczeniem. Trudno byłoby wymagać od lekarza by o skuteczności działania jakiegoś zioła wyrokował z tego co przeczyta na forum (choć z pewnością mógłby tam przeczytać wiele mądrych rzeczy) a aptekarz przygotowywał lek wedle przepisu który opisany został gdzieś np. tak „moja babcia Krysia brała garnek i wrzucała ze dwie garści ….itd. (to są dwa różne porządki rzeczy). Na zakończenie. Jeśli Indianin uczestniczy w rytuale wypicia jakiegoś „świętego napoju” np. w celu doznania wizji dotyczącej przeszłości plemienia albo swojego rozwoju duchowego nie nazwę tego gusłami, działaniem irracjonalnym, pozbawionym sensu itd. Jeśli jednak jakiś znudzony urzędnik, nauczyciel, student itd. mieszkający w kraju nad Wisłą z tego samego powodu będzie uczestniczył w jakimś rytuale, pijąc coś co nie wiadomo kto przygotował, nie wiadomo co zawiera itp. – uznam to za działanie na wskroś irracjonalne, bezsensowne czy podążające za gusłami. W gruncie rzeczy nie różniłoby się to od przyjmowania przez znudzonego ucznia dopalacza który nie wiadomo co zawiera … a o skutkach tego ostatnimi czasy dość głośno. Pozdrawiam