Łączeń baldaszkowy – Butomus umbellatus Linne (Schwanenblume, Butome en ombelle, Giunco fiorito) należy do rodziny łączniowatych – Butomaceae. Łodyga obła bezlistna, liście odziomkowe równowąskie-3-kanciaste, w dole pochwiaste, rynienkowate. Kwiaty różowobiałe, zebrane w kwiatostany baldachokształtne. Nasiona w mieszkach. Kwitnie od czerwca do sierpnia. Rośnie nad wodami. Nie jest rośliną pospolitą.
Surowiec słabo zbadany. Wodne wyciągi z korzenia obfitują w cukrowce i związki pochodne kwasu cynamonowego. Nasiona zawierają śluzy. Wodne maceraty i napary mają właściwości przeciwzapalne, osłaniające i powlekające. Łagodzą podrażnienia błon śluzowych. Skuteczne w leczeniu stanów zapalnych i podrażnień przewodu pokarmowego, gardła i skóry. Napar z korzenia dobrze nawilża i pielęgnuje wrażliwą i suchą cerę.
Łączeń baldaszkowy – Butomus umbellatus L., lipiec 2009, Swarzędz.
Jakiś czas temu pewna znana w naszym kraju osobistość stwierdziła, że są plusy dodatnie i plusy ujemne. Wpis pana Henryka o Butomus umbellatus Linne był dla mnie plusem ujemnym i to po dwakroć. Po pierwsze – łączeń baldaszkowy nie był mi znany jako roślina lecznicza. Powiem więcej, nie znałem zupełnie tej rośliny. Raz jeszcze zatem doznałem uczucia, że sokratejskie „wiem, że nic nie wiem” jest w stosunku do mojej wiedzy z zakresu zielarstwa bardzo prawdziwe. Po wtóre, w mojej literaturze zielarskiej, niewiele na temat tej rośliny mogłem wyczytać. Wpis pana doktora i informacje o tym, że łączeń zawiera wg badań rosyjskich ecdysteroidy(związki wypełniające różnorodne funkcje – o dużej aktywności biologicznej, których zastosowanie w medycynie zdaje się sprawą przyszłości) zachęciły mnie do odszukania rośliny w naturze. Oznaczyłem wiec biotyp charakterystyczny dla występowania tego gatunku („…Moczary, rowy, szuwary, stojące i wolno płynące wody bogate w pokarm, dość rzadka. Niemal cała Europa; w Polsce dość pospolita na niżu…..”). Wrzuciłem do plecaka kilka ładnych kolorowych przewodników do rozpoznawania roślin, wsiadłem na rower i ruszyłem na poszukiwania. Po krótkim czasie dopadła mnie ulewa, która zmusiła mnie do odwrotu. Będę musiał spróbować niebawem raz jeszcze. W całej opisanej historii jest również jeden plus dodatni. Wrzucając do plecaka przewodniki piękne i kolorowe przypomniałem sobie pierwszy mój przewodnik Rostafińskiego. Był dobrze napisany, ale rysunki roślin nieco szare, jak rzeczywistość w której wówczas przyszło nam żyć. Teraz i książki i rzeczywistość jawią mi się nieco bardziej barwnie.
Jest takie ładne powiedzenie, że mądry widzi w lustrze głupca a głupiec widzi w lustrze mędrca. Nikt nie wie wszystkiego, ale im kto więcej wie tym bardziej zdaje sobie sprawę z ogromu obszaru niewiedzy:) Tak, że Romanie jestem pełna uznania:) Nie tylko wiedza ale i osobowość:)
Zwracam się do Luskiewnika z serdeczną prośbą ,może któregoś razu mogłby się wypowiedzieć na temat bursztynu.Intryguje mnie nasz polski Jantar przetrwał na dnie morza niezniszczalny.Medycyna podchodzi do bursztynu jako leku negatywnie, opierając swe stanowisko na analizie chemicznej, która poza węglem, wodorem, tlenem i terpentyną nie znalazła nic nadzwyczajnego., ale analiza tak do końca to chyba nie dostrzeże wszystkiego.Noszę korale z bursztynu o kształtach wielobocznych, nieoszlifowane takie które załamują promienie słoneczne. Mogę się podzielić spostrzeżeniem , że kiedy nacieram plecy i piersi nalewką z bursztynu /podczas choroby/ temperatura opada np. z 39 stopni na 38 w przeciągu pół godziny.Dobrze też radzi sobie taka nalewka z bólami typu napadowego, nerwobólami .Zawarłam sojusz z polskim jantarem i noszę go przy sobie, liczę ,że uchroni mnie przed niektórymi chorobami.Pozdrawiam serdecznie Luskiewnika i niecierpliwie czekam na następne wpisy ,będą pewne ciekawe zielarskie spostrzeżenia ze Szwajcarii. Małgorzata.