Sobotę i niedzielę poświęcam na przeprowadzkę, zacząłem przewozić rzeczy do nowego domu, położonego blisko lasów i pól uprawnych. Po 6 latach powróciłem do Swarzędza. Mam dość mieszkania w centrum Poznania, gdzie stresuję się psimi klocami na chodnikach, brakiem miejsca na postawienie samochodu przy bloku po ciężkiej pracy ;-), albo po przywiezieniu ciężkich zakupów, wynajmowaniem parkingu, głośnych sąsiadów, którzy potrafią słuchać dudniącej muzyki i buczeć przez całą noc, kopcących samochodów pod oknami, małych sklepików typu Żabka, w których nic nie ma (więc i tak muszę jeździć poza miasto do marketów), głośnych Sylwestrów z fajerwerkami i koncertami, masę rozpoczętych nowych budów (plomb) pomiędzy starymi ruderami na Jeżycach (a przez to betoniary, koparki, zabłocone i podziurawione ulice) i odwiecznych korków, zarówno jak jadę do, jak i wracam z roboty. Wkurzały mnie okna sąsiadów, zaglądających mi do mieszkania, jak i widok na podwórko starych kamienic, gdzie codziennie, zgodnie z powiedzeniem kabaretowym Jerzego Kryszaka: pelargonia, pelargonia i… stara donica… Nie ma to jak w Swarzędzu pod Poznaniem. Wszystko jest tam co mi do życia potrzebne.
Poznań Chwaliszewo, marzec 2007 r.
Swarzędz, nad Jeziorem Swarzędzkim, marzec 2007 r.
Najnowsze komentarze