Rodzaj Aronia (ang. Chokeberry, niem. Apfelbeere) należy do rodziny różowatych – Rosaceae. Do znanych gatunków należą: Aronia arbutifolia (Linne) Persoon (ang. Red Chokeberry), Aronia melanocarpa (Michaux) Elliot (ang. Black Chokeberry) i Aronia prunifolia (Schneider) Graebner (ang. Purple Chokeberry).
Te gatunki są najczęściej uprawiane i dostarczają owoce, cenne pod względem odżywczym i leczniczym. Aronia pochodzi z Ameryki Północnej. Uprawę aronii w dawnym Związku Radzieckim propagował Iwan Miczurin.
Owoce aronii zasobne są w pektyny (0,6-0,75%), cukry (do 10,8%), kwasy organiczne (0,7-1,3%). Popiołu około 1,5%. Jak podają szwajcarskie prace, 100 ml soku aroniowego zawiera 12 mg żelaza i 0,0064 mg jodu. Na uwagę zasługuje zawartość manganu, molibdenu i miedzi. Bioflawonoidy o działaniu przeciwwysiękowym i ochronnym na witaminę C noszą nazwę witaminy P (nie mylić z witaminą PP!). Owoce aronii są doskonałym źródłem antocyjanów i flawonoidów (1200-5000 mg%), kwasu chlorogenowego, neochlorogenowego i kwasu kawowego. Kwas chlorogenowy i kawowy mają właściwości ochronne na trzustkę, wątrobę i nerki, wykazują wpływ antybakteryjny i żółciopędny. Hamują rozwój bakterii nawet opornych na antybiotyki (bacytracynę, neomycynę i polimiksynę) . Wzmagają regenerację komórek wątroby. Antocyjany i flawonoidy aroniowe poprawiają krążenie krwi w mózgu, krążenie oczne, wieńcowe i w kończynach. Działają antyagregacyjnie. Wzmacniają i uszczelniają nabłonki, w tym również śródbłonki naczyń krwionośnych. Łagodzą objawy alergii i wielu innych chorób autoimmunologicznych. Pektyny mają właściwości prebiotyczne i ochronne na nabłonek jelitowy oraz żołądkowy. Miejscowo zastosowane, szczególnie w obecności garbników działają przeciwwysiękowo i hamują drobne krwawienia. Pektyny, antocyjany i flawonoidy oraz fenolokwasy zawarte w aronii obniżają ciśnienie tętnicze krwi (przez spazmolityczny wpływ na mięśnie gładkie i wzmaganie diurezy), wpływają przeciwmiażdżycowo i moczopędnie. Odtruwają organizm. Obniżają stężenie lipidów i cholesterolu we krwi. Sok aroniowy pobudza procesy krwiotwórcze.
Antocyjany aroniowe stanowią pełnowartościową alternatywę dla antocyjanów owoców borówki, mające zastosowanie w okulistyce, w leczeniu i zapobieganiu angiopatii (np. wywołanych nadciśnieniem), zapalenia naczyniówki, tęczówki i siatkówki oraz przy poprawianiu krążenia ocznego (profilaktyka zakrzepów). Owoce aronii stosowano w medycynie ludowej w leczeniu oparzeń i trudno gojących sie ran.
Sok aroniowy, owoce aronii korzystnie działają przy zespole jelita drażliwego, łagodząc wysięk i stan zapalny oraz stymulując system GALT i MALT. Łagodzą objawy nieżytu przewodu pokarmowego, mogą przyspieszać gojenie owrzodzeń i nadżerek błon śluzowych.
Ziołolecznictwo Indian Ameryki Północnej cz. 1
W Ameryce, ojczyźnie aronii, jej owoce były użytkowane przez Indian Abnaki i Potawatomi. Ten fakt podsunął mi pomysł na dzisiejszy komentarz. Czytając posty Pana Henryka o aronii i nachyłku pomyślałem sobie, że w innych miejscach pisałem trochę na temat ziół w ajurwedzie, czy medycynie chińskiej, o medycynie indiańskiej – nie. W moim ogrodzie rosną rośliny rodem z Ameryki Pół. takie jak: opisywana wyżej aronia, jeżówka purpurowa, pysznogłowka, maczek kalifornijski, pluskwica groniasta (do uprawy tych trzech zachęcił mnie swoimi artykułami Pan Doktor), żółtlica (której nie siałem – a muszę wyrywać) itd. Warto więc chyba przyjrzeć się zielarstwu Indian. Badanie medycyny ludów pierwotnych, jak czasem próbowałem wykazać w swoich komentarzach, jest ciekawe nie tylko z punktu widzenia etnologii czy historii. Może być też równie interesujące dla nowoczesnych nauk medycznych.
Ziołolecznictwo Indian Ameryki Północnej było tylko jednym z elementów tradycyjnej sztuki leczenia. Ich lecznictwo opierało się na praktykach i wiedzy szamanów. Prócz roślin używali oni w leczeniu także bębenków, grzechotek itp. Śpiewy, taniec, okadzanie i inne rytuały miały na celu wypędzenie złych mocy tak, by chory mógł wrócić do zdrowia. Szamani podchodzili do określonego schorzenia, biorąc pod uwagę zarówno fizyczny jak i duchowy wymiar choroby. Wprowadzali się w stan transu (podobnie jak szamani syberyjscy zażywający muchomory) umożliwiający duchowi wędrówkę i poszukiwania przyczyn choroby, a także, skutecznych nań leków. Dla wywoływania takich „szczególnych stanów ducha” Indianie stosowali cały arsenał roślin których tu nie wymienię. Wydaje się, iż uzdrowiciele indiańscy posiadali gruntowną wiedzę na temat roślin. Dziś przedmiotem spekulacji jest zagadnienie jak dużo ziół znali i użytkowali. Niemiecki lekarz J.D. Schopf w 1787 roku opublikował listę 335 leków z roślin (większość została przejęta od Indian). W latach 1924 – 25 historyk farmakologii H. W. Yoonglean prowadził badania źródłowe (dotyczące liczby roślin stosowanych przez autochtonów Ameryki). W ich wyniku stwierdził, iż liczba ziół użytkowanych przez Indian przekraczać mogła 450 gatunków. Osadnicy europejscy którzy przybyli do Ameryki korzystali z mądrości indiańskich uzdrowicieli. Mimo tego przejęli od nich, jak się wydaje, ledwie niewielki ułamek ich mądrości. Różne były tego powody również i ten, że ludzie wykształceni tj. botanicy, lekarze, aptekarze itd. (oczywiście z pewnymi wyjątkami) mieli dość sceptyczne podejście do wiedzy i mądrości tubylców. Koloniści zasiedlający „dzikie tereny” zetknęli się z nowymi dla siebie gatunkami roślin, także i miejscowymi żyjącymi blisko natury ludźmi, posiadającymi o ziołach olbrzymią wiedzę. Sporo interesujących obserwacji zawdzięczamy „mało uczonym kobietom”. Osadniczki obserwując Indian wykorzystywały wiedzę o roślinach na potrzeby swoich rodzin. Zbierały więc zioła i przygotowywały leki tak jak robili to miejscowi. Medycyna indiańska długo pozostawała ostatnią deską ratunku dla odkrywców i ludzi pogranicza. Z tych właśnie powodów dzisiaj, w poszukiwaniu dawnej wiedzy, bardziej użyteczne są pamiętniki gospodyń, niż zapiski XVIII czy XIX wiecznych wykształconych ludzi. Na poparcie tezy o stosunku ówczesnego świata nauki (o małej użyteczności) do wiedzy indiańskiej, przytoczę następujący fakt. Pharmacopoeia of United Strates z 1820 zawiera opis 212 roślin. Niemal 100 to rośliny używane przez miejscowe plemiona. Charakterystyczne jest jednak to, że nie ma tam odniesienia do tubylczej praktyki i mądrości, wiedzy, receptur itp. W XIX wieku najskuteczniejszymi amerykańskimi uzdrowicielami byli ci którzy łączyli europejskie i rdzenne ziołolecznictwo. Wkrótce do mieszanki tej dołączyli, zwłaszcza na Zachodnim Wybrzeżu, chińscy emigranci ze swoją wiedzą o ziołach. Tak z wymieszania się odrębnych tradycji wyewoluowała tzw. medycyna ludowa Ameryki. Warto zauważyć, iż po wojnie secesyjnej zielarstwo traciło tam na znaczeniu, a rozwój nauk pod koniec XIX (i przez mniej więcej trzy ćwiercie XX wieku) spychał zioła na margines. Przez większość XX wieku zioła były w USA traktowane z dużym sceptycyzmem. Były one postrzegane jako co najwyżej źródło do pozyskiwania substancji. W XX wieku w USA, wykreślono niemal wszystkie leki roślinne z oficjalnego wykazu leków. Jednak obecnie, podobnie jak w Europie, również i w Ameryce zielarstwo zaczyna się odradzać. Niech świadczy o tym fakt, że 1/3 dorosłych Amerykanów sięga po środki ziołowe, wydając na nie grubo ponad 3,5 miliarda dolarów. W USA sprzedaje się około 1500 ziół z całego świata. Również wzrosło zainteresowanie Indiańskimi praktykami zielarskimi.
Proszę o podanie sposobu otrzymywania soku z aroni.
Ja powoli przepuszczam przez sokowirówkę (często trzeba czyścić), wiele osób używa sokowniki. Od zeszłego roku zamiast wyrzucać, wytłoki suszę w piekarniku – są świetne z herbatą.
Smacznego 🙂
Ja mrożę aronię 100 kg rocznie – gotowanie to już pewna strata dobroczynnych związków.
Potem biorę 200 g aronii 100g mleka kwaśnego , 100g wody, siemienia lnianego, i inne dodatki jakie ktoś woli, miód, liśc pokrzywy.
Taką mieszankę blenduję w blenderze. W wyniku tego powstaje znajomity pożywny, cudowny jogurt. Bez chemii, bez cukru, bez dodatków. Polecam! Pycha ! na cały rok.
Ja nie mrożę, lecz suszę. A następnie zmielone owoce aronii mieszam z innymi uprzednio zmielonymi przyprawami bogatymi w przeciwutleniacze – goździki, kwiat hibiskusa, kurkuma, ziele angielskie, suszone płatki dzikiej róży, ostropest plamisty, czarnuszka, rozmaryn, pieprz, imbir, zielona herbata, opcjonalnie pyłek pszczeli. Następnie 2-3 łyżki tak przygotowanej mieszanki dodaje do jogurtu. Słodzę.
Ja wrzucam do słoika świeże owoce aronii i jedną gruszkę konferencję przekrojoną na 4 części, dodaję kawałek kory cynamonu i kilka sztuk gożdzików, zalewam gorącym syropem z cukru i pasteryzuję ok 20 min. Takie są pyszne i dzieci lubią. Mam niskie ciśnienie od zawsze, po zjedzeniu aronii nie zauważam spadku ciśnienia, jest dobrze. Robię też aroniówkę, jest pyszna. Natomiast żurawinę leśną zagotowuję krótko do pierwszego soku , dodaję cukru do smaku i natychmiast gorącą nakładam do słoików, nie pasteryzuję. Trzyma nawet 2 lata. Wiele kulek owoców pozostaje w słoiku w całości. Pozdrawiam ciepło