Surowcem oficjalnym jest owoc (niem. Anis; ang. Anise seed) – Fructus Anisi, pochodzący z gatunku Pimpinella anisum Linne, z rodziny Apiaceae (=Umbeliferae). Owoce zawierają od 1 do 4% olejku eterycznego, ok. 18% białek, ok. 50% cukrów i 16% tłuszczów. Farmakopea Europejska V wymaga, aby owoc zawierał przynajmniej 20 ml x kg-1 olejku eterycznego. Głównym składnikiem olejku eterycznego jest trans-anetol (ok. 80-85%), ponadto zawiera cis-anetol, dianetol, estragol (metylochawikol), p-,etoksyfenyloaceton, beta-kariofilen, kwas anyżowy, aldehyd anyżowy. W owocach są obecne kumaryny (umbeliferon, skopoletyna), kwasy fenolowe (kwas chlorogenowy, kwas chinowy), beta-amyryna, stigmastrerol, glikozydy flawonoidowe (kwercetyna, rutyna, luteolina, izo-orientyna, izowiteksyna, apigenina).
Wyciągi z owoców anyżu pobudzają wydzielanie śluzu w układzie oddechowym i stymulują czynności sekrecyjno-absorpcyjne układu pokarmowego. Mają wpływ wykrztuśny o rozszerzający oskrzela. Wpływają rozkurczowo na mięśnie gładkie przewodu pokarmowego. Hamują fermentację i procesy gnilne w jelicie grubym. Znoszą wzdęcia i bolesne skurcze jelit. Dianetol i fitosterole działają estrogennie. Olejek wzmaga laktację (działanie mlekopędne). Anetole hamują rozwój grzybów (w tym pleśniowych), oraz zmniejszają tworzenie mikotoksyn.
W medycynie ludowej anyż i olejek anyżowy to środek mlekopędny, wykrztuśny, przeciwbakteryjny, rozkurczowy, wiatropędny i poprawiający trawienie. Olejek anyżowy pełni ważną rolę w przemyśle perfumeryjnym i kosmetycznym. Jest składnikiem likierów i wódek. Anyż to podstawa wódki – anyżówki. Frakcje olejku eterycznego dodane do kosmetyków wpływają estrogennie i antyandrogennie, pobudzają krążenie krwi i limfy, hamują rozwój bakterii i grzybów. Anyż i olejek anyżowy zabijają roztocze pasożytnicze.
Anyż może hamować łysienie androgenne (przez wpływ antyandrogenny i estrogenny, przeciwzapalny) i trądzik.Zwiększa wrażliwość na promienie słoneczne. Nasila wpływ przeciwtrądzikowy słońca.
Olejek eteryczny spożywać w mleku i na miodzie w dawce 5-8 kropli 3 razy dziennie, ponadto do wcierania w klatkę piersiową i plecy, w stopy przy grypie, przeziębieniu i zapaleniu oskrzeli. Ponadto do wcierania w stopy przy profilaktyce grzybicy. Napar a owoców anyżu do przemywania skóry trądzikowej i płukania włosów przy łojotoku i łysieniu. Spirytus z olejkiem anyżowym do wcierania we włosy przy łysieniu, zakażeniu roztoczami i drożdżakami (grzybami).
Napar – Infusum Anisi: 1 łyżkę rozdrobnionych nasion zalać 1 szklanką wrzącego mleka lub wody; przykryć, odstawić na 20-30 minut, przecedzić, osłodzić do smaku syropem lub miodem. Pić 3 razy dziennie po 100 ml; w nieżycie układu oddechowego, przy kaszlu 100 ml 4 razy dziennie.
Nalewka – Tinctura Anisi: 1 część rozdrobnionych owoców na 3-5 cz. alkoholu 40-70%, wytrawiać 2-3 tygodnie, przecedzić. Zażywać 3-4 razy dziennie po 5 ml w mleku, na miodzie lub wodzie osłodzonej.
W dawnej medycynie owoc anyżu uznany był za lek moczopędny, napotny, pobudzający trawienie, wzmacniający żołądek, przeciwwzdęciowy i mlekopędny. 8-15 gram rozdrobnionych nasion na 1 l wody w formie odwaru polecano w osłabieniu żołądka i jelit, przeciwko wzdęciom i skurczom, przy nieżytach układu oddechowego, przy skąpym miesiączkowaniu, dla pobudzenia laktacji. Sproszkowane nasiona podawano przy czkawce. Napar i odwar do płukania jamy ustnej i gardła przy nieprzyjemnym zapachu, pleśniawkach, grzybowym pokryciu języka i zapaleniu jamy ustnej, dziąseł i gardła. Olejek, spirytus, nalewkę anyżową do zwalczania wszawicy i świerzbowca.
Rzecz o tym dlaczego ludzie się całują – czyli o małych mikrobach i wielkiej medycynie raz jeszcze. Cz. I/IV
„ (….) Ale jest jedno zagadnienie, które oblega mnie od wielu lat: mianowicie, czemu ludzie, kiedy się całują, muszą prztyknąć ustami.(…). Pytanie to nie jest tak błahe, jakby się mogło zdawać; w najdrobniejszej rzeczy odbija się tajemnica wszechświata. To daje miarę, jak gęstym otoczeni jesteśmy mrokiem, jeżeli mechanizm rzeczy tak pospolitej — aby nie rzec codziennej — jest nam zupełnie niezrozumiały. (…)”.
T. Boy – Żeleński
Zanim rozpocznę niniejszy komentarz uczynię jedną ważną uwagę. Stali czytelnicy i bywalcy Forum „Łuskiewnik” mogą darować sobie jego dalszą lekturę. Nie znajdą w nim bowiem niczego ciekawego i nowego, niczego ponad to, co wielokrotnie tam omawiano.
Dlaczego ludzie się całują? Myślę, że mało kto z Państwa, w przeciwieństwie do Boya – Żeleńskiego, zaprzątał sobie głowę rzeczą tak pospolitą, codzienną i błahą.
Chociaż kontakt usta – usta jest dość powszechny wśród kręgowców, od ryb czy ptaków – po naczelne, to jednak pocałunki ludzi są chyba czymś szczególnym (kontaktujące się języki dwóch osobników połączone z wymianą śliny – są charakterystyczne jedynie dla ludzi). W przypadku zwierząt chodzić może np. o przekazywanie pożywienia. A u ludzi? Badania nad ludzką seksualnością wykazały, iż pocałunki są obecne w 90% kultur naszego świata. Niektórzy naukowcy twierdzą, iż szczególnie pierwszy pocałunek pary nie ma w sobie funkcji pobudzających. Jest to, podobno, narzędzie poznania drugiej osoby i zdobycia informacji czy jest ona dobrym kandydatem do długotrwałego związku. Oczywiście jest to działanie nieświadome – to taki swoisty test bazujący na sygnałach smakowych pochodzących ze śliny partnera. Sygnały te różnią się w zależności od aktywności metabolicznej bakterii kolonizujących język i inne części jamy ustnej (około 700 różnych gatunków).
Sprawę badali holenderscy naukowcy. Postanowili odpowiedzieć na pytanie, czy intymne pocałunki z kontaktem języków, mają wpływ na skład flory bakteryjnej jamy ustnej. Zamierzali sprawdzić m.in. – czy jej skład w jamach ustnych jest bardziej podobny u osób będących w związku, czy częstotliwość pocałunków i ich czas itp. wpływa na florę partnerów, ile bakterii „przekazujemy” całując itd. To ostatnie badali np. za pomocą bakterii probiotycznych znajdujących się w jogurcie (normalnie nie zasiedlają one jamy ustnej – więc mogły być doskonałym markerem przeniesienia bakterii podczas pocałunków partnerów). Oszczędzę Państwu opisu metodologii tego badania i przechodzę wprost do ustaleń. Pokazało ono, że u partnerów którzy całują się bardzo często (kilka razy dziennie), lub u tych u których od ostatniego pocałunku minęło mniej niż 90 minut, obserwuje się podobny skład bakterii w ślinie. Bakterie zasiedlające powierzchnię języka są podobne u partnerów niezależnie od częstotliwości pocałunków. Wykazano również, iż podczas średnio 10 – sekundowego zbliżenia (pocałunku „z języczkiem”) – gospodarza zmienia ok. 80 milionów mikroorganizmów).
Warto podumać nieco nad konsekwencjami zdrowotnymi wynikającymi z takiej „wymiany bakterii”. Mogą być one zapewne negatywne jak i pozytywne. Nie będę tego specjalnie roztrząsał, ale…..
Przytoczę jeden tylko opis przypadku jaki „rzucił mi się w oczy” podczas lektury prasy. Lekarze kliniczni Kliniki Uniwersyteckiej w Minnesocie nie radzili sobie z silną infekcją jelitową u pewnej pacjentki. Choroba była bardzo wyniszczająca. Przykuła kobietę do wózka inwalidzkiego, jej organizm z czasem przestał przyswajać substancje odżywcze a wszelkie terapie antybiotykami były nieskuteczne. W końcu prowadzący lekarze (A. Khortus i współpracownicy) podjęli decyzję o transplantacji. Przeszczepiono nie tyle kawałek jelita – ile bakterie jelitowe pobrane od męża pacjentki. Efekt zaskoczył nawet lekarzy. W ciągu zaledwie jednego dnia przeszczepione bakterie wygrały bitwę z agresywnymi mikrobami. Chora mogła zacząć przyjmować normalne posiłki i stopniowo powracała do zdrowia. Myślę, że wstęp powyżej, usprawiedliwia mój komentatorski powrót do tematu wielkiej medycyny i małych mikrobów.
Zwracając uwagę na rozwój medycyny w zakresie mikrobiologii można dojść do ciekawego wniosku. Można powiedzieć mianowicie, że był to rozwój niejako „jednostronny”. Takie zero – jedynkowe podejście do tematu. Spróbujmy się temu przyjrzeć nieco bliżej, mając na uwadze przede wszystkim stosunek medycyny do bakterii. W 1546 r. Włoch G. Fracacastoro opisał hipotetyczne zarodki chorób zakaźnych („seminaria”). W latach 1674 – 1686 Holender A. van Leeuwenhoek wykonał pierwsze rysunki bakterii i dokonał ich opisów (z tego powodu zwany jest „ojcem mikrobiologii”). W XVIII wieku obserwowano już pod mikroskopem żywe organizmy poruszające się aktywnie w różnych płynach. L. Pasteur w XIX wieku zwrócił uwagę na fizjologiczne właściwości bakterii i przejawy ich działalności życiowej. Wykrycie przyczyn chorób: wąglika, kurzej cholery, wścieklizny przyniosło mu sławę i przyczyniło się niewątpliwie do rozwoju medycyny. W 1928 roku A. Fleming odkrył bakteriobójcze działanie penicyliny, a kilkanaście lat później za swoje dokonania otrzymał wraz z trójką innych naukowców Nagrodę Nobla. Od tego czasu medycyna „zachłysnęła się” nowymi możliwościami zwalczania chorób wywoływanych przez mikroby. To wywołało ową jednostronność i zero jedynkowe podejście do tematu (bakteria = choroba = antybiotyk).
Wypadałoby jeszcze na koniec uzasadnić umieszczenie pierwszej części komentarza w tym właśnie miejscu. Doktor napisał powyżej o anyżu m.in. „ (…) Napar i odwar do płukania jamy ustnej i gardła przy nieprzyjemnym zapachu (…)”. Opis takiego wykorzystanie biedrzeńca znajdujemy w dawnych księgach. Np. L. Fuchs (1501 – 1566) w swoim „De historia stirpium commentarii” wydanym w Bazylei w 1543 tak pisał: „ (…) Nasiona anyżu dają świeży oddech. Gaszą pragnienie i usuwają wzdęcia. Są też skuteczne na trujące ukąszenia zwierząt. Poza tym pobudzają u kobiet gruczoły mleczne i powodują, że pozbywają się one wstydu (…)”.
Takie wykorzystanie surowca może okazać się użyteczne. Niektórym z nas może być trudno pogodzić się z tym (mnie w każdym razie trudno), że my skomplikowani, myślący abstrakcyjnie, cywilizowani ludzie, posiadający wolną wolę i uczucia wyższe możemy być sterowani przez małe mikroby. Dobrze wówczas wiedzieć jak odświeżyć oddech i pozbywać się wstydu na randce z pocałunkami 😉
Pozdrawiam
[…] Biedrzeniec anyż – Pimpinella anisum L. […]