Kurzyślad polny, zwany dawniej kuroślepem, kurzymorem i kurzyślepem – Anagalis arvensis L. jest starą rośliną lekarską, ale mało popularną. Raz w życiu ją stosowałem przed wieloma laty, potem już jej nie zbierałem, ale pewnie niesłusznie. W tym roku zajmę się tą roślinką bardziej szczegółowo.
Kurzyślad należy do rodziny pierwiosnkowatych – Primulaceae. W mojej kochanej Szwajcarii jest znany pod nazwami: Acker Gauchheil, Mouron des champs, Centonchio dei campi, Bellichina, Mordigallina, Anagagl d’er. Angielska nazwa to Pimpernel.
W Polsce roślina rozpowszechniona, aczkolwiek nie uważam, aby była pospolita tak jak dawniej. Herbicydy swoje zrobiły i mocno ograniczyły liczebność rośliny. Rośnie wzdłuż strumieni (na nasłonecznionych skarpach), na ugorach, nieużytkach, w zasiewach zbóż. Surowcem jest ziele – Herba Anagallidis, zbierane w czasie kwitnienia, od czerwca do września. Kwiaty ma czerwone. Gatunek A. foemina Miller – kurzyślad błękitny wytwarza kwiaty niebieskie i również występuje w Polsce, ale znacznie rzadziej; także leczniczy.
Wodny wyciąg, szczególnie napar i macerat działają wykrztuśnie, moczopędnie i odtruwająco. U niektórych ludzi rozluźnia kał, niewątpliwie jednak zawsze reguluje wypróżnienia, aby były one codziennie.
Dawniej napar kurzyśladowy – infusum anagallidis (1 łyżka na szklankę wrzątku) był zalecany w leczeniu chorób wątroby, kamicy moczowej i nerkowej oraz padaczki. Ponoć powodował wydalanie drobnych kamyczków i piasku z układu moczowego. Współcześnie można go polecić przy zapaleniu gardła i oskrzeli, przy suchym kaszlu i chrypce. Z tego względu, że zawiera kwas ferulowy i kawowy oraz synapinowy działa bakteriostatycznie, żółciopędnie i ochronnie na miąższ wątroby. Flawonoidy (kemferol, kwercetyna) działają dodatkowo przeciwzapalnie, natomiast saponiny trójterpenowe – dodatkowo antyseptycznie i moczopędnie. Napar można pić 4 razy dz. po 50 ml przy nieżycie układu oddechowego, gorączce, przeziębieniu i grypie lub 2 razy dz. po 100 ml jako środek czyszczący krew i w leczeniu schorzeń wątroby (zastoje żółci, obciążenie). Zewnętrznie napar działa oczyszczająco i gojąco na rany.
Ja podaje dr Czarnowski na początku XX wieku: “ W Niemczech nazywany brzucholek, jako niegdyś używany od cierpień podbrzusznych, a także bzikolek, bo mu przypisywano własności leczenia od głupoty (“bzika”).”
Jak zwykle pan Henryk każdym swoim wpisem dostarcza mi nieocenionego źródła interesujących wiadomości. Od dawna szukałem informacji o współczesnym wykorzystaniu kurzyśladu polnego i o tym, czy kurzyślad błękitny, rosnący na glebach wapiennych pd. Polski, ma jakieś właściwości lecznicze. W nawiązaniu zaś do wykorzystania opisywanej wyżej rośliny w dawnej fitoterapii dodam jeszcze swoje trzy grosze. Kurzyślad polny wymieniają jako roślinę leczniczą starożytni autorzy dzieł medycznych i botanicznych: Teofrast, Dioskorydes, Galen, Hipokrates, Pliniusz i późniejsi np. Fuschs, Lonicerus, Matthiolus. Swoją nazwę łacińską zawdzięcza on ponoć starożytnym Grekom (z gr. anagelao – śmieje się). Antyczne dzieła medyczne przypisywały bowiem kurzyśladowi właściwości „rozweselające”. Dlatego stosowano omawiany surowiec do leczenia melancholii i innych problemów psychicznych (przez dzisiejszą medycynę schorzenia owe nazwane byłyby zapewne nerwicami). Nasza medycyna ludowa niespecjalnie często korzystała z tej rośliny. Odwar z kurzyśladu pito w Kieleckiem „na duszności”. Stosowano go także przy biegunce, dyzenterii, objawach żółtaczki (na kresach). Z rozparzonego kurzyśladu robiono kataplazmy, które przykładano na głowie. Uważano, iż okłady z niego dobrze leczą owrzodzenia itp. Na Wołyniu i niektórych rejonach Białorusi kąpano w odwarze osłabione dzieci. Na Rusi uważany był jako lek przeciwmalaryczny. Stosowany również przy kamicy moczowej, o czym pisze pan doktor, zalecano wówczas picie herbatki 3 razy dziennie po pół szklanki. Niektórzy współcześni autorzy zajmujący się problematyką zielarską zalecają ostrożność przy stosowaniu surowca i zaliczają kurzyślad do roślin trujących. Nie jest to chyba jednak roślina bardzo toksyczna i niebezpieczna, skoro we Francji i Niemczech jadany był drzewiej na surowo, w Azji Mniejszej – gotowany (podobno są rejony Azji w których jest jadany dziś). Wracając zaś do toksycznych właściwości rośliny, to wykorzystywano w Indii kurzyślad do połowu ryb (podobnie Indianie wykorzystywali owoce kasztanowca). Ryby charakteryzują się bowiem, niezwykłą wrażliwością, na obecność saponin, śmiertelne są dla nich nawet niewielkie ich ilości.
Przenoszę się z komentarzami o kurzyśladzie we właściwe miejsce 🙂
Przeczytanie wyjaśnień Pana Doktora na temat bliskiego pokrewieństwa kurzyśladu z rodzajem Lysimachia oraz rozmaitych opisów A. tenella rozwiało moje wątpliwości odnośnie możliwości występowania kurzyśladu na łąkach 😉
Nadal natomiast nie wiemy, o jakim kurzyśladzie pisał Leonard de Verdmon Jacques ;(
Wyszperałam jeszcze, że jedna z rosyjskich nazw kurzyśladu to „ocznyj cwiet” – sok z kurzyśladu zmieszany z miodem miał być skuteczny w chorobach oczu – szczególnie przy zaćmie „rozjaśniał mętne oczy”.
Przeglądałem Zielnik Gerald-Wyżyckiego z 1845 roku i nabieram coraz większej pewności, że to nie jest w żadnym razie kurzyślad polny. Otóż tam też wspomina się o zastosowaniu w leczniu wścieklizny. Podaje on nazwę annagalis orvensis syn. anagalis phoenicea Hoffm. powołując się na Kluka. Oczywiście z tego nic nie da się wywieść biorąc pod uwagę upływ 150 lat. Wyraźnie zaznacza on kolor ponsowy. Kolor ponsowy to na pewno nie kolor kwiatów kurzyśladu polnego. Dlaczego ?? Nie udało mi się jeszcze sprawdzić wyszystkich ziół, ale kolor ten to kolor różowy a nie czerwony lub jasnoczerwony. Na przykład wg Wyżyckiego kiwat bukwicy jest purpurowy. Ten kolor to mieszanka czerwonego i fioletu. A tak na marginesie to dzisiejsi purpuraci noszą się nie na purpurowo lecz na czerwono 🙂 Pons to odcień jaśniejszy. O tym że to różowy wywodzę z koloru przypisanej bukwicy i lektury słownika Lindego z 1805 roku
http://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=13062
Być może był to jakiś występujący wówczas podgatunek lub forma. Zastrzegam że moja wiedza z sytematyki jest żadna 🙂 ale w zimę popracuję nad tym 🙂
Jacques żył w latach 1861-1930, więc żył nie tak dawno, w dodatku w okresie w którym nie było rośliny o takiej nazwie łacińskiej (A. pratensis) w literaturze, bo sprawdziłem w wielu słownikach botanicznych synonimów i rozmaitych dziełach florystycznych. Jest to zwykła pomyłka autora, albo powielona pomyłka przez niego, bowiem nietrudno się domyśleć z jakich publikacji korzystał. Był to człowiek przed wojną sławny i majętny, a zajmował i interesował się wieloma dziedzinami i to odległymi od siebie.
W książce Jacquesa jest dużo błędów, np. Arbotanum zamiast Artemisia abrotanum (Abrotanum), jest Carex aneria zamiast Carex arenaria; jest Eufrosia officinalis zamiast Euphrasia officinalis; jest Rosera rotundifolia zamiast Drosera rotundifolia; jest Castanea vulgaris – kasztan, hmm Autor miał na myśli kasztanowiec Aesculus, co wynika z Jego opisu: „Kwiat biały, różowo cieniowany. Owoc w zielonej kolczastej łupinie. Smak owocu gorzko cierpki, opada w jesieni …”, a podał nazwę łacińską kasztana właściwego (inna rodzina!), czyli słodkiego.
Najlepsze jest to, Jacques podaje Hanulus lupulus, i tylko życzyć powodzenia, zeby ktoś odnalazł roślinę po łacińskiej nazwie. Oczywiście, że powinno być Humulus lupulus L.
Ja już nie wnikam w opisy chorób z błędami.
Jednakże lubię Jacquesa, czytałem go w 7, albo 8 klasie podstawówki i dziś po Niego sięgam. Jest ciekawy, ale w nowy gatunek kurzyśladu Leonarda de Verdmon Jacques nie wierzę 🙂
Dokotrze być może. Ma wiedza tak głęboko nie sięga. Dręczy mnie jednak ten ponsowy. Być może Jacques powielił to co napisał Gerald-Wyżycki. W sumie nie mam książek z tego okresu. Być może wejdę w posiadanie Czarnowskiego lub Ferdinanda Mullera, pożyjemy zobaczymy. 🙂 W każdym razie z dwudziestowiecznych niewiele poza Czarnowskim mi brakuje – Strzelecką już mam kupiłem i to za 35 zł z przesyłką 🙂 W sumie księgozbiór zebrałem od ustąpienia choroby, czyli jakieś 8 miesięcy temu. Zastanawiam się nad Breyerem. Jest przez doktora wymieniany przy opisie historii zielarstwa. Choć bo ja wiem ? Poza zielarstwem nie zamierzam kolekcjonować książek z medycyny naturalnej. Hehehehe Marcina z Urzędowa to raczej mieć nie będę ale jest dostępny w necie, a ja mieszkam 4 km od Urzędowa. Zazwyczaj podczas zbierania ziół albo jestem niedaleko Urzędowa albo koło niego przechodzę lub przejeżdżam.