Cały dzień poświęciłem płaceniu rachunków i załatwianiu spraw. Najpierw pojechałem na Wildę i zacząłem od próby rezygnacji z telefonu komórkowego w Centertelu. Mam jeszcze analogowy telefon komórkowy NMT, zaczynający sie od nr 090…, czyli urządzenie zabytkowe, obecnie sporadycznie używane. Skoro nie używam, a baterie do nokii 450 VIP nie są już dostępne od conajmniej 7 lat, więc dojrzałem do myśli rozwiązania umowy na ten nr. Niestety okazało się, że Pani obsługująca nie miała dostępu do bazy danych takich archaizmów jak mój telefon, potem nie mogła odnaleźć takiego nr telefonu, wreszcie inny starszy doradca ostrzegł mnie, że jeśli wyłączę nr 090… w analogu to wyłączą mi młodszy nr z idei 0502, który jest z tamtym numerem powiązany. Oczywiście ja chce zachować ten nowszy nr, więc pani obsługująca próbowała kilka razy nawiązać kontakt z centralą w Warszawie, aby mój problem, rozwiązać, ale bez skutku, więc w rezultacie nic nie załatwiłem. Naiwny myślałem, że pracownik Centertela (albo jak ktos woli Orange) w oddziałach ma jakieś specjalne połaczenie z centralą w W-wie, ale grubo się myliłem. Okazało się, że pracownica wybierała nr ten sam do BOK co zwykli klienci i wszystkie osoby obsługujące były zajęte. Moim zdaniem to idiotyzm, że z oddziałów nie mają specjalnego i bezpośredniego wsparcia i konsultanta w centrali, no ale co można się spodziewać po konglomeracie Centertel-Telekomunikacja Polska pod przykrywką Orange. Chyba gorszego związku nie mogło być. Teraz rozpatruje mozliwość wyniesienia się od tego operatora i przeniesienia nr telefonu do nowego.
Potem pojechałem do sklepu Piotra i Pawła na Marcelińskiej, aby kupić dobrą szyneczkę, parówki cielęce, pasztecik z borowikami i ulubione serki pleśniowe Gorgonzola, Roquefort i Ambert. Przy okazji rozbiłem słoiczek musztardy. Ciekawe, że ochrona nie zakuła mnie w kajdanki i nie uprowadziła za specjalne lustro, w celu torturowania. Nikt nawet nie podszedł z obsługi. Spojrzałem na ziemię, trochę musztardy widniało na moim bucie; wziąłem drugi słoiczek i zapłaciłem w kasie za dwa słoiczki, informując kasjęrkę o mojej niezdarności, 1,25 zł/szt. to nie majątek, żebym udawał niewinnego. Spakowałem zakupy przy kasie i poszedłem…, nagle słyszę głosy za sobą, że nie wziąłem słoiczka musztardy, no tak zapomniałem, więc mile poinformowałem kasjerkę, że dziś nie mam szczęścia do musztardy.
Bardzo przyjemna w czytaniu relacja przygod dnia piatkowego. Jak Pan dr znajduje czas na zalatwianie spraw „przyziemnych” i jeszcze na opisywanie ich i to z takim pisarskim zacieciem. Jestem pelna podziwu dla Pana wiedzy naukowej,Pana licznych prac autorskich, publikacji, szczegolowych i fantastycznie uporzadkowanych informacji w „luskiewniku” i innych Pana stronkach. Ocean wiedzy ! Dziekujemy za te cenne opracowania, bardzo ludziom pomocne! Pozdrawiam Pana i malzonke – z Chicago, Barbara
P.S. Mam takze niestety pytanie i nadzieje na odpowiedz: czy rzeczywiscie chmiel jest odstraszajacy dla (licznych tu) karaluszkow? Tak naprawde, to troche zawstydzona jestem tym pytaniem, bo moze nie powinnam kierowac go do Pana, ale poniewaz wiedze o roslinach ma Pan dr w jednym palcu, wiec …. SORRY and THANKS!