Kanianki (niem. Seide; fr. Cuscute; ital. Cuscuta, retorom. Saida) były wieloletnim przedmiotem moich badań. Obszerne opisy zamieściłem w swojej pracy doktorskiej. Kanianka europejska – Cuscuta europaea L. i macierzankowa – Cuscuta epithymum (L.) Murr. (rodzina kaniankowate – Cuscutaceae) pasożytują niemal na każdym gatunku roślin uprawnych i dzikich (konopie, ziemniaki, len, chmiel, tymianek, macierzanka, trawy, koniczyna, lucerna, wyka, łubin) i zawsze powodują śmierć swoich żywicieli.
Kanianka europejska i macierzankowa obecnie rzadko stosowane są w ziołolecznictwie ludowym (Francja, Szwajcaria, Niemcy, Indie). W Polsce praktycznie nie znane jako zioło. Krzysztof Kluk (1739-1796) wspominał o działaniu przeczyszczającym kanianki pospolitej (europejskiej), następnie uczynili to B. Broda, J. Mowszowicz w swoich publikacjach.
Z przeglądu literatury zagranicznej (np. Fournier P., Leclerc H. 1947 r.; Perrot Ĕmile, Paris René 1974 r.) wynika, że ziele kanianki pospolitej i macierzankowej wywiera działanie łagodnie przeczyszczające, wiatropędne, żółciopędne, moczopędne, napotne, przeciwgorączkowe, uspokajające, przeciwszkorbutowe, pobudzające wydzielanie soku żołądkowego i jelitowego oraz zwiększające apetyt. Kanianki były stosowane w leczeniu anginy, szkorbutu, uporczywych zaparć, atonii jelit, chorób śledziony, wątroby i pęcherzyka żółciowego (kamica, żółtaczka, bóle), wścieklizny, depresji, apatii i bezsenności. Zewnętrznie zastosowane kanianki – pobudzają gojenie ran.
Z ziela sporządza się napar: 30-50 g na litr wody; doustnie należy przyjmować 2-3 filiżanki naparu w ciągu dnia.
Moje badania z lat 90. XX wieku nie dowiodły transferu metabolitów wtórnych z żywicieli do kanianki, z wyjątkiem sytuacji, gdy kanianka macierzankowa pasożytowała na koniczynie – wówczas wykryłem związki cyjanogenne w kaniance. Zatem skład chemiczny kanianek jest raczej stabilny (stały). Napisałem “raczej”, bowiem kanianki w zależności od gatunku żywiciela potrafiły zmieniać skład jakościowy materiałów zapasowych. Kanianka pospolita zawiera alkaloidy ergolinowe, kwas galusowy i flawonoidy. Kuskutyna (bergenina) jest glikozydem kwasu trójhydroksybenzoesowego i podobnie jak glikoproteiny działa immunomodulacyjnie:
Z dawnych prac wynika, że ziele kanianki (Cuscuta europaeae, C. epithymum i C. reflexa) było stosowane w fitoterapii jako lek spazmolityczny, żółciopędny, przeczyszczający, wiatropędny, moczopędny, pobudzający wydzielanie soków trawiennych i apetyt. Prawdopodobnie odziaływanie to jest wypadkową działania wielu różnych substancji flawonoidowych, laktonowych (kuskutalina) i kwasów fenolowych. Wyciągi ze świeżego ziela kanianki hamują podziały komórek tumorowych in vitro (Różański 2004-2005).
Nie tak dawno bo w latach 2000-2007 (np. badania Wang Z., Fang JN,, Ge DL, Li XY z 2000 r., badania Stanilova SA, Dobreva ZG, Slavov ES, Miteva LD z 2005 r.), opublikowano wyniki badań dowodzące, że frakcje glikoproteinowe zawarte w zielu kanianki (Cuscuta chinensis, Cuscuta europaea) mają zdolność stymulacji monocytów obwodowych, zwiększają proliferację limfocytów (T i B) i pobudzają wydzielanie przeciwciał. Działają zatem immunostymulująco.
Jeżeli nam chodzi o efekt immunomodulatorowy i przeciwnowotworowy kanianki, należy z jej ziela świeżego przygotować macerat wodny lub na roztworze fizjologicznym soli; jeśli o pozostałe działanie lecznicze: napar wg powyższego przepisu. Gorąca woda i alkohol unieczynniają glikoproteiny kanianek.
Kanianka – Cuscuta, Krosno, sierpień 2008 r.
Kanianka jest wykorzystywana w medycynie chińskiej, gatunek Cuscuta chinensis. Surowiec stanowi nasienie kanianki chińskiej – Semen Cuscutae (Tusizi). Działa na nerki, wątrobę i śledzionę. Zastosowanie: nasieniotok (spermatorrhoe), przedwczesna ejakulacja (przedwczesny wytrysk nasienia), impotencja, szum w uszach, częstomocz, mocz przerywany; bóle lędźwiowe, upławy białe, zatrzymanie moczu, chroniczne biegunki, utrata apetytu, poronienia, utrata ostrości widzenia, męty ciała szklistego (pływające męty w oku), zawroty głowy. Dawka 6-15 g dziennie, standardowo 10 g dziennie. Nasiona gotować 20 minut.
Chciałem zapytać czy nasienie kanianki chińskiej jest toksyczne (trujące) ? Oraz czy jest możliwe dostanie tego zioła w naszym kraju.
czy cuscuta chinensis ma takie same wlasciwosci jak kanianki wystepujace w Polsce? zależy mi na poprawie parametrów seksualnych
Trochę o sprawach prywatnych czyli o: rodowodzie, korzeniach, wspólnocie genów, podróżach, gustach muzycznych i żywieniowych, rozmnażaniu, wabieniu do miłosnych igraszek, ustawianiu życiowym potomstwa i takich tam różnych ….. cz. IV/VIII
„Stare indiańskie nauki mówią, że złą jest rzeczą wydzierać ze swego miejsca na Ziemi coś, co mogłoby tam rosnąć. Roślina może być ścięta, ale nie wyrwana z korzeniami. Drzewa i trawy mają dusze. Kiedy jakiś dobry Indianin niszczy roślinę, czyni to ze smutkiem i z prośbą o wybaczenie, gdyż czyni to z konieczności”.
Drewniana Noga
koniec XIX wieku, Cheyenne
Kto z czytających uważa, że jedynie Indianie i inni „ludzie dzicy” zastanawiali się nad duszą roślinną, jest w wielkim błędzie. W innym komentarzu wymieniłem dwóch myślicieli Europy – Arystotelesa (384-322 przed Chr.) i Andrea Cesalpino (1519 – 1608) którzy nad tym się zastanawiali. Przypomnijmy. Arystoteles twierdził, że wszystko co żyje ma duszę. Bez wdawania się w szczegóły można jego poglądy (upraszczając) przedstawić tak. Rośliny posiadają duszę wegetatywną która związana jest z odżywianiem i rośnięciem (stanowi wspólną formę roślin, zwierząt i ludzi). Dusza zmysłowa wg niego czyni istoty zdolnymi do postrzegania i poruszania się, znamionuje zwierzęta i ludzi. Rozum znamionuje wyłącznie ludzi. Arystoteles mylił się jednak, bowiem rośliny również postrzegają (o widzeniu roślin pisałem w innej części komentarza). Rośliny są też tylko pozornie nieruchome. Pozornie – bowiem wykonują rozmaite ruchy a nawet polują na zwierzęta (rosiczka i kilkadziesiąt innych gatunków). Wspominałem także o Darwinie i jego książce „The Power of Movement in Plants” (o zdolności ruchu u roślin). Cierpiący na bezsenność twórca teorii ewolucji zauważył, że wszystkie rośliny wykonują ruchy (niezależne od wiatru). Odkrył, iż (o fototropizmie była już mowa) ruchy roślin mają charakter spiralnych wychyleń. Siewka fasoli zatacza koła o średnicy 10 centymetrów, truskawki ledwie milimetrowe okrążenia; tulipanom takie okrążenie zajmuje około 4 godzin, pszenicy około godziny itd. Dziś znamy i inne, prócz dwóch wymienionych, rodzaje ruchów, wywołane przez różne rodzaje bodźców (ale nie to jest tematem tego komentarza). Wracając do tematu. Jak widać biorąc pod uwagę rozumowanie Arystotelesa roślinom można by zatem, nadać nie tylko cechy duszy wegetatywnej, ale też i zmysłowej. W Europie problem duszy roślinnej zgłębiało kilka znakomitych umysłów. Dla przykładu, w tak lubianym przeze mnie średniowieczu, wymienić można dwóch wybitnych uczonych. Pierwszym był Bartholomaeus Anglicus (1203 – 1272) zwany u nas Bartolomeuszem Anglikiem. W 1240 roku wydał dzieło encyklopedyczne „De proprietatibus rerum” (O właściwościach rzeczy) obejmujące zagadnienia z zakresu szeregu nauk: teologii, filozofii, medycyny, astronomii, chronologii, zoologii, botaniki i geografii. Była to dziewiętnasto tomowa encyklopedia. Jak twierdził Bartholomaeus dzieło swoje napisał dla „prostych i ubogich”. Jednym z wielu pytań na które starał się tam odpowiedzieć pracowity franciszkański mnich, było pytanie o duszę roślinną. Po starannym rozważeniu wszelakich kwestii naukowo – teologicznych doszedł do przekonania, iż rośliny duszę mają, nie mają jednak czucia. Również i to do końca prawdą nie jest. Można zdefiniować słowo „czucie” na wiele sposobów. Nie znam rozumienia tego terminu przez Bartholomaeusa. Jeśliby uznać (upraszczając), że jest to zdolność do odbierania różnego typu wrażeń zmysłowych to różne formy odbioru takich bodźców znaleziono u roślin (o widzeniu roślin już pisałem). Weźmy dla przykładu czucie dotyku. U wielu gatunków odkryto reakcję na dotyk (nie tylko u muchołówki – polującej na owady, czy mimozy wstydliwej poruszającej liśćmi jeśli je dotknąć). W latach 60 XX wieku F. Salisbury badał związki chemiczne wywołujące kwitnienie rzepienia pospolitego. Jego zespół badawczy określał dzienny przyrost liścia (badacze mierzyli długość liści za pomocą linijki). Salisbury zauważył, że mierzone w ten sposób liście nigdy nie osiągają normalnych rozmiarów, w miarę trwania eksperymentu żółkną by w końcu uschnąć (inne – nie dotykane liście rosły normalnie). M. Jaffe (1973) zauważył, że zahamowanie wzrostu przez dotyk jest w świecie roślin dość powszechnym zjawiskiem. J. Braam i współpracownicy dowiedli (1992), że dotykanie liści rzodkiewnika pospolitego powoduje gwałtowne zmiany w genetycznej charakterystyce rośliny. Odkryła ona geny aktywowane przez dotyk i nazwała je TCH (ang. touch – dotyk). Tak więc zastanówmy się czy warto głaskać uprawiane przez nas zioła – bo może nie specjalnie rośliny lubią takie pieszczoty. Powróćmy jednak do średniowiecznych rozmyślań nad duszą roślinną. Nauczyciel św. Tomasza z Akwinu, dominikanin, św. Albertus Magnus (Albert Wielki, 1206 – 1280), takim rozmyślaniom się oddawał. Alberta przywołałem nie bez kozery. Jest on bowiem patronem przyrodników a jego zainteresowania przyrodą dotyczyły szczególnie botaniki i chemii. Napisał szereg ciekawych prac: „De vegetabilis et plantis”, „De animalibus” , „De motibus animalium ”, „De nutrimento et nutribili”, „De aetate”, „De morte et vita”, „De spiritu et respiratione”. Albertus w tzw. „ciemnym średniowieczu” (w traktacie o roślinach) postulował aby w nauce przyjąć zasadę ,, experimentum solum certificat in talibus” (w badaniach nieodzowne jest doświadczenie). Uważał, iż w naukach przyrodniczych nie należy tylko przyjmować w prosty sposób wyników podanych przez innych uczonych, lecz trzeba nieustannie, na nowo, poszukiwać przyczyn które działają w naturze. Może zatem średniowiecze nie było takie ciemne, jak się powszechnie podaje. Jeśli idzie o duszę roślinną św. Albertus nie wątpił w to, że rośliny dusze mają. Intrygowało go czy jemioła rosnąca na drzewie ma duszę oddzielną od niego, czy też są one jakoś ze sobą zespolone (co oznacza – zdawał sobie zatem sprawę z tego, że jemioła jest oddzielnym organizmem acz pasożytującym na drzewie). Pierwsze oznaki naukowego poznawania roślin możemy przypisać starożytnym Greków np. Arystotelesowi o którym była mowa, Teofrastowi itd. Ten pierwszy interesował się nie tylko duszą roślinną. Zastanawiał się np. nad tym jak żywi się roślina. Filozof głosił, że rośliny czerpią pożywienie dzięki korzeniom – z gleby. Tu mała dygresja. Czy zastanawialiście się Państwo jaką długość ma korzeń, dajmy na to, pszenicy? Dorosły okaz tej wszystkim znanej rośliny może mieć 14 milionów korzeni, których łączna długość wynosi około 600 kilometrów. Na końcach najdelikatniejszych korzonków wyrastają włośniki długości kilku milimetrów, przez które wnika do korzeni woda z rozpuszczonymi solami mineralnymi. Liczba włośników korzeniowych wynosi około 15 miliardów. Ich łączna długość osiąga zatem 10 000 kilometrów. Średni dzienny przyrost korzeni pszenicy wynosi 6 kilometrów a z włośnikami nawet 80 – 100 kilometrów. Każdy koniuszek korzenia, zdobywa informacje (i „analizuje je”), omija kamyki jakie spotka na swojej drodze i wyznacza najlepszą trasę by dotrzeć do celu …. Wracając do Arystotelesa i żywienia roślin. Jego teoria nie była całkiem błędna – rzeczywiście roślina czerpie potrzebne substancje mineralne: azot, potas, wapń, magnez, żelazo itd. – ale to tylko prawda częściowa. Przez wieki nikt się specjalnie nad tym głębiej nie zastanawiał. Zagadnienie to postanowił zbadać w XVII wieku flamandzki lekarz Van Helmont. Przeprowadził on interesujące doświadczenie (wszak doświadczenie czy też eksperyment – to nic innego, jak pytanie zadane przyrodzie) by kwestię tę wyjaśnić. „Wziąłem naczynie gliniane i wsypałem do niego 200 funtów ziemi wysuszonej w piekarniku. Zrosiłem ją wodą deszczową, następnie wbiłem w nią łozę wierzbową o ciężarze 5 funtów (…)”. Eksperyment trwał 5 lat. „Po zakończeniu eksperymentu, glebę ponownie wysuszyłem (…).” Van Helmont stwierdził w wyniku swego eksperymentu ubytek 8 dkg gleby podczas gdy masa roślinna przyrosła prawie o 80 kilogramów. Nie wiedział on jeszcze w jaki sposób z 8 dkg gleby powstało 80 kilogramów rośliny. Nie miał pojęcia o tym, że rośliny wykorzystują światło i dwutlenek węgla….. Na marginesie, pierwszym człowiekiem który odkrył, że rośliny odnawiają powietrze był Priestley – opublikował to stwierdzenie w 1779 r. Temat odżywiania roślin to rozległe zagadnienie ale skoro o nim już mowa. Nie wiem czy wszyscy czytelnicy bloga p. Henryka wiedzą, iż rośliny mają też swoje upodobania żywieniowe. „Kanianka europejska – Cuscuta europaea L. i macierzankowa – Cuscuta epithymum (L.) Murr. (rodzina kaniankowate – Cuscutaceae) pasożytują niemal na każdym gatunku roślin uprawnych i dzikich (konopie, ziemniaki, len, chmiel, tymianek, macierzanka, trawy, koniczyna, lucerna, wyka, łubin) i zawsze powodują śmierć swoich żywicieli” – możemy przeczytać w artykule p. Henryka o kaniance. Udowodniono, że jej krewniaczka z Ameryki Cuscuta pentagona takie preferencje posiada. Podobnie jak jej kuzynki europejskie pasożytuje na różnych gatunkach roślin. Jeśli ma wybór, wybiera „tę smaczniejszą”. Jej nasionka leżąc na ziemi pękają i zapuszczają korzonki. Jeśli młoda roślina nie znajdzie żywiciela na którym mógłby pasożytować szybko ginie. Badania pokazały dość dobrze jak pasożyt, jakim jest kanianka, atakuje swoją potencjalną ofiarę. Początkowo młoda roślina zatacza wierzchołkiem pędu małe okręgi, jakby badając co się dookoła niej znajduje. Jeśli wyczuje w pobliżu pomidora wygina się w jego stronę, aż natrafi na liść. Następnie zamiast się niego uchwycić, schodzi niżej aż do łodygi – na której się owija i wprowadza swoje wypustki (by pasożytując wysysać nasycone cukrami soki biednego pomidora). Uczona amerykańska C. De Mores udowodniła, że tym co skłania kaniankę do takiego ataku jest zapach. Na podstawie eksperymentów dowiodła, iż pasożyt ma swoje „upodobania kulinarne” – zawsze jeśli ma do wyboru np. pszenicę i pomidora – bezbłędnie wybierze pomidora. Określono nawet 3 substancje zapachowe ( np. ß – myrcen) które prowokują kaniankę do ataku. Takie i podobne badania skłaniają fizjologów roślin do stwierdzenia, że rośliny nie tylko pachną ale i czują zapachy (M. Pollan, 2001). Rośliny wyczuwają lotne związki (pomimo, iż nie posiadają nerwów węchowych łączących się z mózgiem) a to wywołuje u nich określone reakcje fizjologiczne. Do 2011 roku naukowcom udało się zidentyfikować tylko jeden receptor (receptor etylenu). O wyścigu zbrojenie świata zwierzęcego i roślinnego pisałem w innym miejscu. To, że rośliny czują zapachy i nawet same produkują w celach obronnych pewne związki zapachowe ma dla nich (prócz oczywistych korzyści – np. możliwości monitorowania środowiska i nadawania odbierania sygnałów ostrzegawczych) także i negatywne konsekwencje. Wiele owadożernych stawonogów potrafi rozpoznać napowietrzne sygnały wysyłane przez zaatakowaną przez owady roślinę. Jest to dla nich istotna wskazówka gdzie można znaleźć pożywienie.