Koncepcja leków dr Bach’a wywodzi się z homeopatii. Z pewnościa nie można ich zaliczać do leków ziołowych. Medycyna Bach’a nie jest więc działem fitoterapii.
Edward Bach był angielskim lekarzem, żyjącym w latach 1886-1936. Studiował w University College Hospital w Londynie. Pracował jako lekarz wojskowy.
Poszukując nowych metod leczenia opracował leki kwiatowe. Pierwotnie było ich 38. Wg dra Bach’s moc lecznicza kwiatów może być przekazana do wody zródlanej pod wpływem promieniowania słonecznego. Sporządzając lek przygotowywał najpierw nalewkę-matkę, następnie koncentrat (2 krople nalewki matki na 30 ml 27% alkoholu). Niestety do całej procedury doboru kwiatu do wskazań dorabiał pewną ideologię, sugerując się kształtem, barwą i nazwą kwiatu, i oczywiście własnym odczuciem wobec obserwowanego i wąchanego kwiatu. Poszczególnym kwiatom nadał swoistego rodzaju system charakterologiczny i wzór energetyczny. Dany lek dobierał na podstawie analizy stanu emocjonalnego pacjenta, charakteru, odczuć wewnętrznych pacjenta, stanu energetycznego organizmu. Podłoże chorób upatrywał w zaburzeniach energetycznych i duchowych organizmu. Obecnie przypisuje się dr Bach’owi ponadczasowość i podkreśla rolę równowagi psychicznej z prawidłowego stanu układu immunologicznego w procesie zdrowienia. Owszem, tak jest. Trudno jednak przypisywać wpływ 2 kropli wyciągu z kwiatu na 30 ml wody z Brendy na te oba systemy: system odpornościowy i psychiczny. Topola osika była stosowana do leczenia niepokoju, lęku i strachu. Nie przeginajmy. To, że listki topoli osiki fajnie drgają na wietrze nie świadczy o tym, że topola trzęsie się ze strachu. Niecierpek (znana roślina w medycynie, o wiadomym składzie i fitofarmakologii) w systemie Bach’a był oczywiście na niecierpliwość, irytację i pośpiech, poczucie ciągłego braku czasu i zagonienia.
Powiem Wam jedno. Placebo działa u 13% badanych. Piękna ideologia, ale moim zdaniem naiwna. Więcej upatruję sensu i logiki w homeopatii klasycznej Hahnemann’a.
Istnieją firmy produkujące rozmaite leki kwiatowe Bach’a
Rzecz o kwiatkach doktora Bacha, wampiryzmie w medycynie, naukowej wierzy Babel i zdrowym rozsądku cz. I
Francuz żyjący kilka stuleci temu (XVII wiek) w księdze tyczącej medycyny napisał, iż leczeniem w jego kraju zajmowali się wówczas: dekretowani lekarze nadworni, polowi, szpitalni, lekarze od epidemii, lekarze ran, cyrulicy, felczerzy, operatorzy kamieni i przepuklin, balwierze, położne, pomocnice położnych, pielęgniarze chorych, aptekarze, handlarze towarów kolonialnych etc. Równocześnie w księdze tej znajdujemy zapis, że leczeniem zajmowali się we Francji także: „ (…) rozmaici oszuści podszywający się pod miano lekarzy, stare niewiasty, duchowni wiejscy, pustelnicy, znachorzy, zielarze, ludzie wróżący z moczu, rzekomi naśladowcy Paracelsusa, pirotechnicy, Żydzi, owczarze, sprzedawcy środków wymiotnych, ludzie wróżący z kuli kryształowej, szarlatani, włóczędzy, zaklinacze, „wypędzacze szatana”, opętańcy, łowcy szczurów, Cyganie (…) etc”. Postulował aby medycy byli dobrze wykształceni, mieli odpowiednią wiedzę i aby leczyli tylko metodami sprawdzonymi. Zarówno w XVII wiecznej Francji jak i dziś pytania są podobne. Jakie metody terapeutyczne są wartościowe, kto się powinien leczeniem zajmować, co powinno się wykładać na uczelniach medycznych, jakie leki są najbardziej wartościowe? Wbrew pozorom na pytania te, tak dawniej jak i dziś, nie jest prosto odpowiedzieć.
Spróbujmy wrócić na chwilę do Francji z przed wieków. Najlepszą opiekę medyczną mieli wówczas królowie. Z pozoru nie budzi to wątpliwości. Na dworze Ludwika XIV (tego od zołzowatej kochanki) leczeniem króla zajmowali się: lekarz przyboczny, drugi lekarz, ośmiu lekarzy służących u dworu, dwu anatomów, 4 lekarzy praktykujących w oparciu o zasady chemiczno – alchemiczne, 66 lekarzy konsultantów, dwu lekarzy o wyszkoleniu medyczno – astrologicznym, lekarz leczący ziołami, pierwszy i drugi chirurg, ośmiu chirurgów (servant par quartier), 12 chirurgów konsultantów, wielu (bliżej nie określono) operatorów kamicy, balwierzy, jeden operator okulista, duża liczba aptekarzy i ich pomocników oraz kilku cyrulików. Trudno dziś stwierdzić czy przeciętny wieśniak francuskiej wsi, korzystający z porad starych niewiast, duchownych wiejskich, pustelników, znachorów czy zielarzy nie miał się lepiej od tego czy innego króla. Wielu leczących – to bowiem wiele poglądów na choroby i wiele pomysłów na ich leczenie. By nie być gołosłownym. Poprzednikowi wymienionego króla (Ludwikowi XIII) tylko w ciągu jednego roku puszczono 47 razy krew z żyły, zrobiono 211 lewatyw a 215 razy potraktowano napojami przeczyszczającymi. Jaki związek ma to o czym piszę z terapią kwiatową Bacha o której wspomina wyżej p. Henryk? Podobnie jak przed wiekami warto zastanowić się nad wartościowymi metodami leczenia. Można postawić pytania: czy terapia ta jest skuteczna, ma oparcie w dowodach naukowych, czy warto ją stosować itp.?
Jakiś czas temu czytałem długi i „płomienny” artykuł na temat terapii E. Bacha. Sądząc ze stylu pisał go autor (nazwiska nie pomnę) który bądź gorąco wierzył w przedstawiane przez siebie poglądy, bądź uprawiał marketing „cudownych kropli”. Spróbujmy się temu przyjrzeć nieco bliżej. Edward Bach uważał, że choroba jest odbiciem stanu emocjonalnego człowieka i należy zadbać o powrót chorego do równowagi duchowej (a tym samym do równowagi energetycznej organizmu). Uważał, że stany emocjonalne wpływają na funkcjonowanie organizmu a wszelkie niedomagania cielesne biorą z nich początek. Założenie przynajmniej w części jest prawdziwe. Dziś wiemy, że umysł, ciało i duch są ze sobą powiązane. Umysł wpływa na ciało poprzez mechanizmy psychoneuroimmunologiczne. Efekty fizyczne działania umysłu, ujawniają się poprzez centralny układ nerwowy, peptydy, neropeptydy i układ hormonalny. Te układy biochemiczne mogą np. regulować (zwiększać) odporność immunologiczną, wpływać na procesy zdrowienia (trochę już o tym pisałem) itd. Niektórzy twierdzą, iż u podłoża 20 – 30% wszystkich schorzeń leżą przeżycia psychiczne, inni podają odmienne dane. Tak czy owak „coś jest na rzeczy”. Warto przypomnieć, iż już Platon biadał w swoim dialogu pt. „Charmides” („O roztropności”) „ (…) To jest bowiem największy błąd w leczeniu różnych schorzeń, że istnieją lekarze ciała i lekarze duszy, a przecież nie można oddzielić duszy od ciała. Ale to właśnie przeoczają lekarze greccy i dlatego uwadze ich uchodzi tak wiele chorób (…).” Zatem w tym przynajmniej względzie, związku umysłu i ciała, zarówno Platon jak i dr Bach mieli rację. Nie znaczy to jednak, iż z prawdziwej przesłanki, wynalazca kwiatowych kropli wyprowadził prawdziwe wnioski. O tym wszakże za chwilę. Autor artykułu twierdził dalej, iż Bach na podstawie obserwacji podzielił wszystkie problemy emocjonalne na siedem podstawowych grup: lękliwość, przesadna troska o dobro innych, niepewność i brak zdecydowania, zniechęcenie lub rozpacz, małe zainteresowanie teraźniejszością, samotność. One to powodują wszelakie choroby i schorzenia. Proste podziały, klasyfikacje, nieskomplikowane przyczyny chorób zawsze wydają się atrakcyjne, zwłaszcza gdy porówna się je z nadmiernie rozbudowanymi czy mocno zawiłymi. Dla przykładu. Francuski lekarz i botanik Boissier de Sauvages podzielił w 1760 roku królestwo chorób na 315 rodzajów obejmujących łącznie 2400 schorzeń. Zaś Linneusz ogłosił 1763 swój systematyczny układ ( jak widać Linneusz miał potrzebę klasyfikowania wszystkiego) złożony z 11 klas, 37 rzędów 326 rodzajów chorób. Dzisiaj zadawalamy się podziałem chorób z grubsza na specjalności, a obrębie każdej z nich – klasyfikacją wg narządów (choroby serca i naczyń, krwi itd.), czynności (np. choroby przemiany materii itp.) i przyczyn (np. zatrucia, uczulenia itd.). Wracając do artykułu tyczącego leków kwiatowych. Wyprowadzanie wszystkich chorób z kilku stanów emocjonalnych jest chyba jednak zbytnim uproszczeniem.
Jako atut terapii Bacha autor podaje argument, iż jest ona prosta i łagodna a zażywanie kropli nie jest niebezpieczne. Można ją stosować samodzielnie. Pacjent może leczyć się sam, może zażywać leki w dowolnej ilości i częstotliwości. Krople nie uzależniają, nie są niebezpieczne, nie wchodzą w interakcje, są odpowiednie do każdego wieku i bezpiecznie można podawać je kobietom w ciąży, niemowlętom, dzieciom, jak również zwierzętom. Wszystko to pięknie. Powraca jednak pytanie czy jest to terapia skuteczna? To, że coś nie szkodzi być może jest jakimś argumentem. Zwłaszcza, że historia medycyny zna takie teorie które także wyprowadzały różnorakie choroby z jednego źródła; teorie które leczyły wszelkie schorzenia w jeden sposób i które w przeciwieństwie do teorii Bacha do łagodnych nie należały. Skoro nawiązywałem wcześniej do Francji to jeszcze jeden przykład związany z medycyną tego kraju. Lekarz Franciszek Broussais (1772 – 1838) twierdził, że niemal wszelkie choroby zakaźne, nerwowe, psychiczne, gorączki itd. mają swoje źródło w zapaleniu przewodu pokarmowego i można je leczyć upustami krwi (pijawki). „ (…) Puszczano krew wszystkim i to w olbrzymich ilościach. W 1819 r. na oddziale Broussaisgo zużyto 100 000 pijawek. Gdy wieczorem lekarz obchodził oddział, pytał się: „Ilu przybyło nowych chorych?” Odpowiadano mu: „Dziesięciu”. „Dobrze w takim razie proszę przygotować na jutro 300 pijawek” (…). W 1827 sprowadzono do Francji 23 000 000 pijawek. (…) mówiono, że Broussais przelał więcej krwi we Francji niż cała rewolucja Francuska (…)”. W porównaniu z pijawkami kwiatki wydają się zapewne łagodniejsze. Autor artykułu o terapii Bacha podawał dalej szereg informacji które miały zapewne przekonać o naukowości i skuteczności kropli kwiatowych. Było tam wiele uwag o tym jak krople te się produkuje. Np.: esencje kwiatowe sporządzane są jedynie z kwiatów rosnących w naturalnych warunkach, kwiaty powinny być zerwane w fazie pełnego rozkwitu przy bezchmurnej pogodzie, ich główki nie mogą być dotykane gołymi rękami itd. itp. Szczerze powiedziawszy jedna tylko informacja mogłaby być ewentualnie ciekawa z naukowego punktu widzenia. Mianowicie to, iż w czasie stosowania kuracji dają się czasami zauważyć pewne reakcje emocjonalne lub fizyczne. Jest to wg autora bardzo pozytywny objaw, ponieważ świadczy o oczyszczaniu organizmu z destrukcyjnych emocji (nadto świadczy o tym, że krople w ogóle działają). Gdyby o skuteczności terapii świadczyła każda reakcja emocjonalna czy fizyczna pacjenta moglibyśmy udowodnić prawdziwość każdej, nawet najbardziej niedorzecznej teorii medycznej. O efekcie placebo pisałem nie tak znowu dawno tu podam inny charakterystyczny przykład. A. Masmer (1734 – 1815) którego dziś podaje się czasem jako „protoplastę” zabiegów hipnotycznych czy psychoterapeutycznych seryjnie „magnetyzował pacjentów”. Wywoływał różnorodne reakcje u poddanych tym zabiegom (śmiech, płacz, krzyki, drgawki, apatie, sen). Dziś to ciekawa teoria ale co najwyżej dla historyków medycyny. Podałem ten przykład dlatego, iż w czasie swoich seansów Masmer grywał na harmonijce ustnej. Ja także grywam na harmonijce (bluesa zwłaszcza po kilku głębszych) czasem nawet wywołuje to krzyki, płacz, zgrzytanie zębami czy zatykanie uszu (w moim przypadku nie jest to wszakże dowód na „magnetyzowanie” lub inną teorię – żeby nie było wątpliwości).
Rzecz o kwiatkach doktora Bacha, wampiryzmie w medycynie, naukowej wierzy Babel i zdrowym rozsądku cz. II
Spory w medycynie to rzecz normalna. Były i są spory o teorie, skuteczność metod, leki, pieniądze na badania itd. Niektóre z nich miały wielkie znaczenie, inne były z gruntu sporami jałowymi. Np. historycy tej szacownej dziedziny prowadzili niegdyś pełen zaciekłości spór o to czy pierwsza pojawiła się interna czy chirurgia. Argumenty jakie się wówczas podawało były, można by rzec, nieco zaskakujące. Kilku uczonych jako dowód na wcześniejsze pojawienia się chirurgii wymieniało np. podwiązanie pępowiny u dzieci Adama i Ewy.
Uważam, że spór o teorię Bacha, jej naukowość, skuteczność itp. byłby sporem jałowym. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na następujące kwestie.
1. Istnieją tysiące metod terapeutycznych które mają (wg. ich twórców i propagatorów) przywrócić nam zdrowie. Niektóre z nich są niewątpliwie wysoce skuteczne, inne jawnie szarlatańskie. Czasem dziwne teorie uprawomocnia się cytatami z badań o wątpliwej wiarygodności. Warto wówczas sprawdzić kto promował te badania, kto za nie płaci, w jaki sposób były prowadzone.
Wszystkie metody leczenia muszą być poddawane jednakowym naukowo, medycznie i etycznie standardom oceny. Rzetelna krytyczna ocena zgodna z obecnym stanem wiedzy to jedyna droga by oddzielić fakty od fikcji i wówczas można mówić o jakiejś metodzie, że jest ona „naukowa”. Nie oznacza to oczywista, że tylko potwierdzone naukowo teorie są skuteczne. Chodzi mi tylko o to, by nie pisać o czymś, że jest „naukowe”, jeśli takim nie jest.
2. Z pośród wielu metod, terapii, leków, sposobów itp. na miano „cudownych” aż tak wiele nie zasługuje. Narodowy Instytut Zdrowia USA, jakiś czas temu, ogłosił wyniki wieloletnich badań różnych „cudownych metod, terapii, leków, suplementów itp. służących zdrowiu”. Oceniając jedną z metod udokumentowano jej wpływ na zmniejszenie zachorowania na wiele chorób. Pomaga ona wg naukowców w zapobieganiu i leczeniu: wysokiego ciśnienia krwi, cukrzycy, osteoporozy, raka piersi, artretyzmu, nawracających bólów, wspomaga funkcje umysłowe, przyrost mięśni i utratę zbędnego tłuszczu, ułatwia sen i wydłuża przeciętną długość życia. Ta cudowna metoda to po prostu ….. ćwiczenia fizyczne. Dodajmy do tego odpowiednią dietę i zioła a wyjdzie to nam zapewne na zdrowie.
3. W naukach medycznych zbudowaliśmy już prawdziwą wieżę Babel w publikacjach naukowych. Nawet lekarzom przychodzi coraz trudniej zdobywać dostęp do naukowych dokumentów badawczych. Trudne jest ich systematyzowanie, przeczytanie i wykorzystanie. Im bardziej narasta potok literatury tym więcej wiadomości pozostaje – o paradoksie – nie znanych. Na początku trzeciej ćwierci XX wieku liczba wszystkich ważnych publikacji medycznych wynosiła około 500 000 rocznie. Zaś już w połowie XX wieku (a więc z górką 60 lat temu) wydawano około 13 000 periodyków medycznych na całym świecie. Nawet uczony zajmujący się określoną dziedziną wiedzy, nie był wówczas w stanie śledzić na bieżąco nowego piśmiennictwa. Przyjmując szybkość czytania wynoszącą stronę w ciągu 2 minut, czas czytania 8 godzin ( = 240 stron), to lekarz określonej specjalności potrzebowałby dwa i pół roku na przestudiowanie literatury z zakresu swojej tylko specjalności, nawet wówczas gdyby nie zajmował się niczym innym, jedynie czytaniem. Aż trudno sobie wyobrazić co dziś, w dobie Internetu i szalonego rozwoju nauki, mamy w publikacjach naukowych na polu medycznym. Studia lekarskie i na innych kierunkach medycznych w różnych państwach różnią się pod względem organizacyjnym, czasu trwania, czy wykładanych przedmiotów i poruszanych zagadnień. Jeżeli jednak przyszły medyk w trakcie studiów, z roślinami leczniczymi i zagadnieniami związanym z fitoterapią zetknie się jedynie na farmakologii ( i to na marginesie innych zagadnień), szansa na to, że publikacje naukowe z zakresu fitoterapii staną się obiektem jego zainteresowania nie są zbyt wielkie. Dobrze wykształcony lekarz może mięć wówczas przekonanie o „nienaukowości” fitoterapii, zaś nawet kolegów po fachu sięgających po zioła może uznać za „naiwnych”. Dlatego istotnym jest propagowanie fitoterapii przez naukowców (zajmujących się badawczo tę problematyką) na uczelniach.
4. Jestem sceptyczny co do tego czy warto poważnie zajmować się teorią kwiatową Bacha. Może niesłusznie. Na całym świecie systemy opieki zdrowotnej nie są obecnie w stanie udźwignąć olbrzymich kosztów standardowej opieki zdrowotnej. Produkcja kropelek byłaby ekonomicznie uzasadniona o ile byłby one skuteczne. Kwiecia w naszym kraju dostatek, znalazłoby się trochę krystalicznej i źródlanej wody i mamy parę dni słonecznych w roku. Proponuję abyście Państwo przeprowadzili wraz ze mną pewien prosty eksperyment myślowy. Załóżmy na chwilę, że teoria Bacha jest prawdziwa i skuteczna. Jak można byłoby to spożytkować? Oto kilka przykładów na wykorzystanie „cudu doktora Bacha”. Czerwiec jednoroczny to roślina z której krople zainteresowałyby polityków. Dolewaliby oni je do wszelakich płynów i poili potencjalnych wyborców na wiecach wyborczych. Jest to bowiem lek dla „niezdecydowanych, wahających się”. Rozgoryczeni wyborcy, dla odmiany, gdyby poczuli się oszukani przez onych polityków – podawaliby im w odwecie także rzeczone krople. Są one bowiem dobre i dla osób „nie mogących dotrzymać słowa lub wywiązać się ze zobowiązań z powodu częstej zmiany poglądów i decyzji”. Dla większej pewności dodałoby się politykom trochę kropli z winorośli. Jest to bowiem „lek dla osób o ogromnych ambicjach i nie mniejszej zarozumiałości, lubiących decydować o losie innych, dążących do władzy”. Doktora napoilibyśmy kroplami z dębu albowiem lek to dla „lekceważących swoje zdrowie, nie znających umiaru w pracy, nieustannie podejmujących nowe przedsięwzięcia, prowadzące w konsekwencji do wyczerpania sił obronnych organizmu”. Kiedy śledzę aktywność p. Henryka nieustannie budzi to moją troskę i boję się, iż zaniemoże nam z zapracowania. Ałycza rozwiązałaby w naszym kraju problem depresji a wraz z gwiazdą betlejemską problem narkomanów. Przed meczem naszej reprezentacji piłki nożnej, z wielce wymagającym przeciwnikiem (np. z reprezentacją Górnej Wolty lub Wysp Owczych) przydałby się piłkarzom podać trochę kropli z modrzewia (bowiem modrzew jest znakomitym lekiem „dla fatalistów, osób zakompleksionych, niedowartościowanych, cierpiącym na brak pewności siebie”). Kibiców zaś przed tym samy meczem napoilibyśmy kroplami z werbeny (są dobre dla „fanatyków, mających trudności ze zrelaksowaniem się i odpoczynkiem, skłonnych do irytacji, wyjątkowo znerwicowanych”). Zestresowanym, bezrefleksyjnym i słabo uczącym się uczniom wystarczyłoby dać po parę kropli z pąków kasztana – „lek dla chcących zapomnieć nieprzyjemne przeżycia” (ach ci wredni, stresujący nauczyciele …), „mających kłopoty z nauką i analizą popełnionych błędów”. Maturzystom na trzy dni przed maturą zaaplikowałbym krople z posłanka pospolitego (lek dla cierpiących na stany przerażenia, brak rezerw energetycznych, pełnych obaw, wyolbrzymiających zagrożenia) itd. itp. etc. Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że jest to zbyt piękne by było prawdziwe. Nieprawdaż?
Pozdrawiam
Panie doktorze,jak pieknie laczyc mozna fitoterapia z esencjami Bacha i sprawdzic tez mozna jak dzialaja za pomoca testu psychometrycznego.To juz duzy krok do przodu.Jak dobrze wiedziec dlaczego pacjenta dusza boli i mu pomagac.Stosuje,slucham i mam dobrze rozwinieta intuicje terapeutyczna.Pozdrawiam,Irydolog,zielarz Halina Chouliara,grecja
Firma Salus robi napary z receptur Bacha.
🙂 Panie Romanie, gdyby ludzie przestali jeśc margarynę, nie mieliby problemów z sercem, gdyby ograniczyli cukier nie było by tylu amputacji słodkich, cukrzycowych nóg:)I co jeszcze? Pewnie zwiększenie ilości witamin i minerałów w diecie, spowodowało by wzmocnienie organizmów i spadek liczby chorób na świecie:) To zbyt piękne, i chyba zbyt proste, żeby było prawdziwe:P Jest taki fajny i krótki wykład pana Ruperta Sheldrake o tym w co „wierzą” naukowcy:) Szczerze polecam https://www.youtube.com/watch?v=JsaZFKvqdEU