Gdy tak przeglądałem ostatnio historię leków przeciwnowotworowych, moją uwagę przywiązał preparat H11-extract, wytwarzany przez Hosa Research Laboratories, Sunbury-on-Thames, GB, już przed II wojną światową. W latach 40 i 50 XX wieku na próżno było szukać składu tego preparatu. Producent utrzymywał go w tajemnicy. Wprowadził na rynek ampułki, maść, czopki i tabletki. Reklamowany był mocno jako lek przeciwrakowy. Opierał się na koncepcji profesora James H. Thompson’a dotyczącej “growth inhibitor” – inhibitora wzrostu pochodzącego z przytarczyc (parathyroid gland). Potem była cała historia dotycząca problemu izolowania inhibitora wzrostu. W rezultacie Thomson zaczął wyodrębniać ten czynnik z moczu zdrowych mężczyzn. Dalsze badania wykazały, że owy “growth inhibitor” jest polipeptydem mającym zdolność hamowania wzrostu komórek rakowych. Określono nawet wzór sumaryczny polipeptydu C96H57N11SO46. Chromatograficznie stwierdzono obecność w tym polipeptydzie aminokwasów: glicyna, lizyna, walina, leucyna, tyrozyna, asparagina, glutamina; ponadto kreatynina, siarczany i fenole.
Sam preparat po analizie zawierał: Polypeptide with sulphonic acid and phenol groups 0.1%
Amino acids, creatinine and phenol groups 0.9%
Sodium sulphate 0.1%
Phenol 0.3%
Roztwór z ampułek podawano podskórnie i domięśniowo.
Pogrzebałem trochę w internecie i znalazłem, że tamat tego preparatu jest ciągle żywy: wspomniane laboratorium występuje obecnie pod nową nazwą, ale starym adresem:
BP International Ltd.
Research and Engineering Centre
Chertsey Road
Sunbury-on-Thames
Middlesex TW16 7LN
Z pewnością zwolennicy urynoterapii mają kolejny argument przemawiający za stosowaniem moczu jako leku. Ja do nich jednak nie należę i uważam mocz za wydalinę.
Znalazłem stare doniesienie Rady Badań Medycznych – Medical Research Council: H11-extract nie wykazuje żadnego działania u chorych na raka.
Najnowsze komentarze