Jakże często mamy problem z muchami i komarami, które wlatują do naszych mieszkań. Możemy jednak je odpędzać z naszych domów za pomocą kadzidełek i olejków eterycznych. W wielu sklepach są dostępne kadzidełka różnych firm. Najbardziej popularne są Hem (indyjskie). Przy wyborze kierujmy się jednak rozsądkiem. Wybierajmy te jednorodne zapachowo, czyli rozmarynowe, lawendowe, rumiankowe, lemongrasowe, citronelowe, ylang. Unikajmy fantastycznych zapachów, które powstają z mieszanin różnych związków chemicznych. Miałem kontakt z dostawcami surowców do produkcji kadzidełek i wywnioskowałem z tych rozmów, że taniej i prościej jest producentom kadzidełek nasączać je w normalnych olejkach eterycznych (nazywają je wtedy odpowiednio nazwą rośliny). Problem jednak zaczyna się gdy chcą uzyskać fantastyczne zapachy, nietypowe, wówczas sięgają po komponenty chemiczne, nie zawsze bezpieczne dla naszego zdrowia.
Najlepiej oczywiście samemu robić kadzidełka, wybierając do tego celu okrągłe łodygi situ – Juncus (rosną na bagnach), grubszych traw lub trzciny (te ostatnie nieco mocno dymią). Takie łodygi gdy są świeże przycinamy na odpowiednia długość i juz gdy są świeże moczymy przez noc w olejku, następnie suszymy, po czym znów nasączamy w olejku eterycznym.
Gdy nie mamy cierpliwości robienia takich kadzidełek możemy użyć cytronelowe, lawendowe i lemongrasowe, dostępne w sklepach. Dym takich kadzideł odpędza owady. Paczuszka wymienionych kadzidełek (HEM) w Intermarche kosztuje ok. 99 gr. Możemy je dodatkowo nacierać olejkiem lemongrasowym lub cytronelowym kupionym w aptece, pozostawić do przeschnięcia po czym ostrożnie zapalić ich wierzchołek. Doskonale przeciwko muchom sprawdza się natarcie kadzidełek dodatkowo olejkiem z drzewa kadzidłowca. Dobry olejek z drzewa kadzidłowca ma ofercie Avicenna. Jest gęsty, nieco żywicowaty. Można go troszkę rozcieńczyć spirytusem, aby lepiej wnikał do rdzenia kadzidełek.
Olejkami cytronelowym i lemongrasowym można także nacierać ciało ( w tym włosy) przeciwko komarom i in. dokuczliwym owadom. Olejki dodawać także do wody, po czym zmywać nimi podłogę. Uzyskamy dzięki temu wysoka koncentracje olejku w pomieszczeniach. Wreszcie wodą z olejkiem lemongrasowym lub cytronelowym można spryskiwać firanki w oknach, co także odpędza nieproszonych owadzich gości.
Jeżeli denerwuje nas zapach kadzidełek, można zastosować do rozpropagowania wybranego olejku nawilżacz powietrza. Są w sprzedaży nawilżacze powietrza, do których można dodawać olejek eteryczny (osobne zbiorniczki lub wprost do zasobnika wody).
Czytając jakiś czas temu wpis pana doktora na temat kadzidełek przydatnych w odstraszaniu much, komarów tudzież i „inszych robaczków” pomyślałem sobie, iż kadzenie było dawniej jedną z metod leczenia. Trochę więc niejako na marginesie tego o czym wyżej, dodam tu trochę informacji natury etnograficznej. Kadzenie jako sposób leczenia spotykać było można niepomiernie częściej w tradycyjnych systemach leczenia np. w Afryce, czy też u Indian Ameryki Północnej. Jednak niegdyś i u nas nie była to wcale rzadka metoda, jakby z pozoru mogłoby się wydawać. H. Biegeleisen w książce „Lecznictwo Ludu Polskiego” (Kraków 1929) tak pisał: „Kadzidło, dym – zdaniem ludu – rozpędza choroby, zarazę, czarownice i złe duchy. Do tego samego celu służą zioła mające ostrą woń, jak np. ruta, bylina”. Wspomniany autor wymienia też choroby i rośliny przydatne do okadzania. „…. nasieniem szaleja nad wodą od bólu zębów…albo rozchodnikiem na guzy…koziołkiem lub świętojańskim zielem i bylicą od opętania, ostem od poronienia … chcąc diabła odpędzić, trzeba pokadzić jałowcem…… Rusini biedrzeńcem okadzają siebie i bydło przeciw zarazie…” itd. A. Paluch uważał, iż okadzanie jako sposób leczenia, używany był przede wszystkim do leczenia chorób niecodziennych, groźnych, tajemniczych (zaraza, konwulsje, cholera, febra, przestrachy, zauroczenia itp. Pisał o tym, że wdychaniem dymu z palonych roślin leczono również bardziej pospolite schorzenia: anginę, astmę kaszel (palono ziele lubczyku), nasiona bielunia – używano w takim sposobie do leczenia zastrzału, bólu zębów, kaszlu, astmy; nasion lulka – na bóle zębów, kadzeniem łopianem leczono zastrzał itd. Oczywiście roślin używanych do kadzenia, jak i chorób które były leczone tym sposobem obaj wymienieni autorzy wymieniają znacznie więcej. Obecnie okadzanie jako sposób leczenia spotyka się w znachorskich, czy też jak kto woli, niekonwencjonalnych sposobach leczenia, znacznie rzadziej. Jednym z funkcjonujących do dzisiaj przepisów na lecznicze użycie dymu jest podobno skuteczna metoda na walkę z gronkowcem złocistym który zaatakował oczy, gardło czy nos. Poleca się w takim przypadku zapalić w ognisku kilka mokrych od deszczu brzozowych polan. Należy posiedzieć przy ognisku i pozwolić by dym przeniknął do dróg oddechowych, dostał się do oczu, powodując łzawienie, swędzenie i szczypanie. Podobno już jeden taki „zabieg” przynosi znaczącą ulgę, a dwa – czynią cuda.
Na kadzenie możemy też spojrzeć jako na najstarszą formę aromatoterapii. Termin ten został wprowadzony co prawda dopiero w pierwszych latach dwudziestego wieku przez chemika francuskiego R. M. Gattefossé. Używał on tego słowa do opisania medycznego zastosowania olejków eterycznych. Olejki które zaleca pan Henryk będą miały nie tylko odstraszające działanie na rozmaite robaczki. Palenie kadzidełek i uwalnianie określonych zapachów oddziaływać może również na nasze ciało i ducha. J.J. King angielski psychiatra np. zaleca uwalniać zapach lawendy aby uzyskać stan relaksu i odprężenia. Zapach rozmarynu jest przydatny do przezwyciężania stanów smutku, przywołuje pamięć i „wyostrza zmysły”. Zapachy „cytrusowe” są przydatne w przypadku przygnębienia i depresji. Nicholas Culpeper XVII wieczny zielarz zalecał wdychanie rumianku gdyż „wspomaga głowę i umysł”. Gdybyśmy chcieli pozbyć się komarów , używając kadzidełek opisanych przez pana Henryka, a jednocześnie uspokoić rozkapryszone dzieciątko, w myśl zaleceń aromatoterapii, powinniśmy użyć kadzidełka ylang (olejek eteryczny z jagodlinu wonnego).
Ponieważ mam dzisiaj do południa wolne od łąki /wizyta u gastrologa/ wtrące nieśmiało swoje trzy grosze. Ponieważ z komarami potykam się na codzień i są one bardzo uciążliwe, szczególnie gdy w gorący dzień zbiera się niecierpka, mam swoje spostrzeżenia. Wydaje mi się, a nawet mam pewność, iż mam środek na ich ostraszanie. Jest nim ziele iglicy erodium circutarium. Problem leży tylko w tym, że zapach tej rośliny jest nietrwały. Jednakże wystarczy się potrzeć zielem tej rośliny by komary omijały nas szeroki łukiem :). Oczywiście może się zdarzyć, iż jakiś komar jest miłośnikiem jej zapachu ale generalnie zapach ten odstrasza. Co do much to dobrym środkiem jest ziele piołunu. Odstrasza je skutecznie. Ja mam ten komfort iż nie wiem dla czego ale bardzo lubię zapach piołunu.
W następnym roku będę z iglicą eksperymentował dalej. Może trzeba dodać jakieś inną roślinę z bodziszkowatych dla wzmocnienia może bodziszek cuchnący lub pelargonię. W sumie zapach bodziszka też lubię i nie wiem czemu ktoś nazwał go cuchnącym. Widać jestem zupełny odmieniec.
A tak na marginesie co może łączyć niecierpka z komarem ???? Może jest to związane z faktem, iż w gorące południe niecierpkowi opadają liście a w powstałym zaglębieniu znajduje się woda. W każdym razie nie polecam zbierania niecierpka w południe. Ponieważ trochę go w tym roku zebrałem tu też mam swoje spostrzeżenia. Otóż zauważyłem, iż jest pora chyba między 14-16 /mogę się mylić co do godzin/ kiedy komary mniej są dolegliwe. Nie wiem co jest przyczyną. W każdym razie w następnym sezonie zbierania bardziej poświęcę temu zjawisku więcej uwagi. Opisane zjawisko dotyczy dużych skupisk niecierpka. Mam takie które liczy kilkanaście, a może i kilkadziesiąt arów.
Kadzenie więc , które pamiętam niestety tylko z opowieści a traktowane często z przymrużeniem oka wcale nie było pozbawione sensu.Wręcz przeciwnie umiejętnie dobrane rośliny przynosiły lecznicze efekty.To głęboka prawda ludowa i nie tylko ludowa poparta wiedzą przekazywana przez pokolenia niosła z sobą korzyści.Zapewne podobnie z piołunem sadzony blisko kurników odstrasza wszy, blisko kapusty – motyle a posadzony przy drzewkach owocowych odstrasza szkodniki.Posłużyłam się tym tropem tego lata ./podobnie jak mój przedmówca/ .Na wyprawy zielarskie – rowerowe oprócz wielu ,wielu niezbędników zabierałam intrakt piołunowy .Smarowałam nim obficie włosy , skórę , ubranie.Dodatkowo w koszyku świeży piołun,odnosiłam wrażenie , że świeży piołun jest jakby bardziej skuteczniejszy.Jednorazowe zabiegi na całą wyprawę nie wystarczały, należało je ponawiać w miarę potrzeby.Potwierdzam , że skutecznie odstrasza piołun komary, muszki i kleszcze.Pan Roman podał jeszcze inne rośliny , które można z powodzeniem zastosować warto sprawdzić praktycznie.Co do piołunu to ja też bardzo lubię zapach piołunu wygląda na to ,że jest to niepisany przywilej zielarzy, zapewne za sprawą psychoaktywnego- THC, który jest podstawowym składnikiem haszyszu.Aromatycznym ziołem wraz z miętą , wrotyczem ,lawendą napełniam woreczki utykając po szafach celem odstraszenia nieproszonych lokatorów.Przyda się zapewne intrakt piołunowy , może i coś nowego na kolejne wyprawy po chociażby sadziec, którego za nic w zielarni nie uświadczysz – tu trzeba liczyć na siebie.Pozdrawiam
Co do sadźca to nazbierałem kilka pęczków. Radzę się śpieszyć, bo już przekwitł i może być problem ze zbiorem. Co do piołunu to zrobiłem wczoraj eksperyment. W nocy postaram się go opisać i jego skutki na owady.
Nietoperze to najlepszy, ekologiczny i skuteczny środek na komary. Jeden pojedynczy nietoperz osobnik potrafi zjeść nawet 1000 komarów w ciągu jednej godziny!!!
Szczegóły na stronie